środa, 18 lipca 2012

Smile! That's easy!

Czego można nauczyć się od Anglików? Optymizmu!

Kiedy wracam do Polski, a dzieje się to co kilka miesięcy, najbardziej szokującą różnicą nie jest bieda. Nie są to też domy, ulice czy samochody. Największa różnicą są... ponure miny!

W Anglii nikt się nie wykłóca o miejsce  w kolejce do kasy, nikt nie przepycha w wejściu do autobusu. Nikt nie marudzi, gdy ktoś zaparkuje samochód nie na swoim miejscu parkingowym. Nauczyciele w szkole  witają wszystkich uśmiechem, a lekarz zanim zbada, najpierw spyta jak leci i czy syn ma się dobrze.  

Gdy robię zakupy, pani przy kasie zawsze zapyta czy mi pomóc w pakowaniu, ludzie na ulicy uśmiechają się bez powodu, a kierowca w miejskim autobusie  mówi dzień dobry i dowidzenia.

Tak mało trzeba, żeby świat stał się bardziej przyjazny. I kiedy przyjeżdżam do mojej ukochanej Polski, to  właśnie ponure twarze są największym szokiem. Trąbimy, gdy ktoś wyprzedza, marudzimy, że młodzież zajęła miejsce w tramwaju, pan na poczcie zamyka przed nosem okienko, a pani w kiosku nigdy nie ma drobnych by rozmienić 10 złotych.


I jak ta przysłowiowa Pani Halinka, widzimy same problemy.

Nigdy nie chcę stać się Panią Halinką!




4 komentarze:

  1. Magda, ale sytuacja się poprawia - coraz więcej jest uprzejmości na ulicach, tak mnie się wydaje. Albo to ja patrzę na świat przez różowe okulary, uśmiecham się do wszystkich a oni z zasady się oduśmiechają. Dobre emocje (tak samo jak i złe) powracają. I trzeba się starać rozprzestrzeniać te dobre :)))
    toteż uśmiecham się do Ciebie z tej wielkiej odległości i życzę dobrego dnia, mimo pogody.
    Monika

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, ta roznica sie bardzo rzuca w oczy wracajac do Polski. Tu w Niemczech ludzie sie przepuszczaja w kolejce, ustepuja sobie, a nie walcza o miejsce. Sprzedawcy usmiechaja. Urzednicy sa pomocni. Nieraz zupelna odwrotnosc tego, w czym sie wychowalam. Tego brakuje u nas jeszcze.
    Ale z drugiej strony można tak na to spojrzec, ze ludzie w Polsce sa mniej oficjalni przez to, bo nie udaja milych w sferze publicznej, tylko pozwalaja sobie na to, by byc bardziej soba, a skoro sa smutni, przygaszeni, obciazeni wiazaneim konca z koncem, to nic dziwnego, ze niewielu stac na "bezinteresowny" usmiech.

    Laura

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz rację Monika, sytuacja troszkę się poprawia, choć ja i tak myślę, że wciąż za mało. Gdy ja uśmiecham się do ludzi na ulicy, mam wrażenie że traktują mnie jak wariata:) Trudno:) Ostatnio byłam z Olim w Łodzi na badaniu i lekarka spóźniła się 2 godziny. Nie powiedziała ani dzień dobry ani przepraszam i właśnie takich drobnych, a ważnych gestów brakuje mi najbardziej. Wiem jednak, że w Polsce żyje się ciężej, więc i powodów do śmiechu mniej...

    OdpowiedzUsuń
  4. coś w tym jest, w PL jest ogromna zawziętość - ludzie na siłę będą się wpychać pierwsi, nie przepuszczą Cię choć sami nigdzie się nie śpieszą, nie podadzą ci czegoś tam choć bliżej stoją, taka jakaś niechęć do okazywania życzliwości. Nie wiem z czego to się bierze.
    Monika

    OdpowiedzUsuń