poniedziałek, 22 grudnia 2014

Oklapnięty makowiec.

Święta w Anglii nie wyglądają jak te w Polsce, ale przywyczaiłam się do tutejszego celebrowania. Nawet przyswoiłam kilka tradycji i wplotłam je w nasze domowe zwyczaje. Skarpeta wypełniona słodkościami, wieczorne nabożeństwa pełne kolędowania i radości, świąteczne swetry i muled wine z pomarańczą - to tylko niektóre z nich. W Święta moi domownicy zmuszeni są do słuchania całymi dniami piosenek o tematyce Świąt, ale najbardziej zmuszeni są do dzielenia. Dzielimy się, bo nie można być niepodzielnym.

Jest tylko jedna rzecz, która mnie tu zszokowala. Czesto ludzie spedzaja tu Swieta sami, chociaz mają przyjaciół lub rodzinę. Tutaj nie świętuje się Wigilii lecz pierwszy dzień Świąt i wtedy organizuje się wielki, rodzinny obiad. Jednak jeśli mieszkasz obok samotnej sąsiadki, może się zdarzyć, że nikt jej nie zaprosi, bo Anglicy 25 grudnia lubią spędzać w gronie jedynie rodziny. Koleżance z pracy powiedziałam, że że moja mama spędzi w tym roku Wigilię z teściami mojej siostry. Stwierdziła, że to niesamowite, bo w Anglii raczej się to nie zdarza by teściowie byli ze sobą na świątecznym obiedzie. Otworzyła oczy ze zdumienia i trwała w tym stanie kilka chwil. Dzisiaj dodała, że chciałaby spróbować polskiego karpia, tak więc powiedziałam jej, by wpadła do nas na Wigilię, ale biedna aż nie wiedziała co począć, bo poczuła się bardzo niezręcznie. 'Obcy' nie odwiedzają się w Święta. Karpia jej zamrożę. 


Jeśli Twoj sąsiad jest sam, zaproś go, może to jego ostatnie Święta w życiu. Jesli Twoj przyjaciel nie ma co jeść, nakarm go. Jeśli nie widziałeś mamy od roku, zadzwoń do niej. Podziel się ciepłem. Współodczuwaj. Nie ma nic bardziej wartościowego. Nawet jeśli pierogi się rozlepią w wodzie, makowiec oklapnie, a okna są szare od brudu - kochaj. 

Nic innego się nie liczy. 








środa, 3 grudnia 2014

W przeróżnej postaci.

Przy minusowej temperaturze najlepiej jeździ się pociągiem. Zimno w przedziale ogrzewa ludzki serca i przykrywa je kocem z ciepłego oddechu. Przy minusowej temperaturze, można wytrzeć szybę ciepłą rękawiczką i zobaczyć ile cudów za oknem. Śnieg w przeróżnej postaci układa się w puchate kształty. Wszystko białe i mroźne. 

Jadąc zimą pociągiem trzeba pamiętać o kilku zasadach. O życzliwości dla współpasażerów, uśmiechu dla konduktora i o herbacie  w termosie. Bez tych trzech podstawowych czynników nie wchodź do przedziału. Bez życzliwośći zamrozisz podróżnych, bez uśmiechu - konduktora, bez herbaty  - siebie.

Przy minusowej temperaturze najlepiej się myśli. Gdybym mieszkała  na Sri Lance jakże bolałoby mnie serce, że nie mogłabym podziwiać zimy. O ileż bardziej smuciłoby mnie, że nigdy nie widziałabym śniegu!

Pociąg koniecznie musi być stary, w tych nowych jest za ciepło, nie możesz w nich ogrzać się oddechem. Z towarzyszem swej podróży można poczytać gazetę, rozwiązać krzyżówki lub zapytać 'Czy zechce Pan napić się ze mną herbaty ?'. Gdyby nie minusowe temperatury, żadna z tych czynności nie miałaby sensu. A najpiękniej, jeśli pociąg wypchany jest po brzegi kolorowymi myślami. Na ich tle śnieg wygląda najbielej. 





czwartek, 20 listopada 2014

Czesław mądrze śpiewa.

Dzisiaj natrafiam na pewną piosenkę. Artysta szeroko znany, dostał ze ten utwór niezłe baty. Przesłuchałam ją od początku do końca. Za tytuł i refren Czesław oberwał po całości. I tutaj narasta  trwoga we mnie, bo oznacza to, że dorośli ludzie nadal nie umieją czytać ( bądź słuchać) ze zrozumieniem.

W tym jednym utworze, autor tekstu (którym nota bene nie jest Czesław)  zawarł dokładnie wszystko to z czym zmagają się finansowi emigranci. Finansowi, czyli tacy, którzy chcieliby wrócić, ale z powodów materialnych, boją się, że w Polsce znów będą klepać biedę. Ileż tu mieszka ludzi, którzy umierają z miłości do Polski i jednocześnie nienawidzą jej za to, że zmusiła ich do życia w obcym miejscu.

Agnieszka - młoda mama z dzieckiem, pielęgniarka, która w Polsce za 1900 zł pensji nie mogła wynająć mieszkania i godnie przeżyć do pierwszego. Wyjeżdża za chlebem i za lepszą przyszłością dla swojej córeczki. Płacze miesiącami bo tęskni za rodziną. Kocha Polskę całym sercem, nienawidzi jej, bo nie może się z tej miłości uwolnić.

Ewa - miesiącami szukała pracy po studiach, w końcu spakowała plecak i wyjechała do Anglii. Mieszka wraz z innymi Polkami, tęskni za domem i przyjaciółmi, ale ma pracę i odkłada na własne 'M'. 

Robert - nienawidził Polski jak był w Polsce. Gdy ją opuścił (były redukcje etatów), znalazł pracę i stał się patriotą. Psioczy na Anglię i w wyobraźni idealizuje swój hiopotetyczny powrót do Polski.

Marcin - wyjechał z Polski, bo wszystko go wkurzało: brak pieniędzy, katolicyzm, szarość życia. Teraz tu go wszystko wkurza jeszcze mocniej: brak katolicyzmu, brak kreatywności, pstrokatość ubrań na ulicach Londynu. Stał się leniwym, młodym człowiekiem, który ma pieniądze na wszystko, ale nie ma motywacji. Kocha Polskę całym sercem, nienawidzi jej, że nie może do niej wrócić, bo znów zmieszkałby z rodzicami we wspólnym mieszkaniu. 

Beata - jej bogactwo jest na niby, bo w środku czuje się wyjątkowo uboga odkąd nie mieszka w Polsce. Nienawidzi tego stanu. Chce wrócić, ale nie ma nikogo, kto by jej pomógł. Po pracy ogląda polskie seriale i wyobraża sobie, że znów jest w domu. Nienawidzi się za to, że kocha Polskę za bardzo. Nienawidzi kochać Polskę.

Cieszę się, że pan Czesław, który mądrze śpiewa, poruszył tak trudny temat. W Polsce o emigrantach się dobrze nie mówi. Cwaniacy, lenie, w Polsce im się nie udało, to wyjechali na Zachód. A w większości są to zwykli ludzie, którzy z całych sił próbowali zbudować swoje życie w ukochanym kraju, ale nie dane im było osiągnąć sukces. Wyjeżdżają, by na obiad mieć coś więcej niż zupę marchewkową i móc czasem pójść do kina z dzieciakami. Mają jednak całą masę rozterek. Być tu i wiecznie tęsknić czy być tam i martwić się o byt. Dlatego nienawidzą Polski, bo ją za bardzo kochają. 

Wiem, że jest całe grono ludzi, którym żyje się w Polsce dobrze. Wiem, że jest to do osiągnięcia. Sama nigdy nie planowałam emigracji. Tak się złożyło, że mój mąż dostał ofertę pracy swoich marzeń i zdecydowaliśmy się spróbować. Polska nas nie zmusiła, nie wygoniła.

Jednak znakomita większość Polaków w Anglii, to ludzie, którzy nie mieli dużego wyboru. Mogli mieszkać w kraju, który kochają i zaglądać codziennie do pustej lodówki, albo być w kraju, który jest im obcy, mieć za co żyć i jednocześnie nienawidzić Polski, że nie mogą jej współtworzyć. Potem, choć z pełnymi brzuchami i ładnym samochodem, nabawiają się depresji i udają, że jest im super, bo zaklinanie rzeczywistości staje się jedynym rozwiązaniem na przetrwanie.











poniedziałek, 17 listopada 2014

'Mam tę moc, mam tę mooooc!'

Czy można mieć siedmioletniego przyjaciela? Takiego  prawdziwego, od serca, co rozumie każdy gest? Towarzysza rozmów o głupotach i kompana do wspólnego fałszowania piosenki 'Kulfon co z ciebie wyrośnie? Kumpla, z którym można zagrać w warcaby i porozmawiać o meincraft? A można! 

Mój syn jest wyjątkowy i szczególny. Najkochańszy ze wszystkich istot jakie znam (wybaczcie inne istoty). 

Gdy zgubię klucze, mówi 'Nie martw się mamo, przeszukam  kieszenie w twoich kurtkach'
Gdy szukam odpowiedniego pudełka z butami, siada koło mnie i przekłada je ze mną, za każdym razem pytając 'A może te?'
Gdy śpiewam 'Mam tę moc' (repertuar Krainy Lodu) zakrywa uszy i mówi, że nie umiem śpiewać, ale że jakoś to zniesie. 


Może kiedyś to przeczyta, więc: 

Kocham Cię Oli. 

Tu by powiedział: tak, tak, wiem, wiem.


poniedziałek, 10 listopada 2014

W temacie

Zapach starych swetrów
Skrzypiące fotele bezdomnych
Zdarte głosy aktorów

Akt pierwszy kończy się zapachem dymu

Akt drugi - owacją na stojąco

środa, 5 listopada 2014

Patriotycznie?

Patriotyzm nie jest w modzie. Patriotyzm kojarzy się z walką w 11 listopada na ulicach Warszawy i  z Polską dla Polaków. Patriotyzm jest pase. Patriotyzmu nie pokazują w tivi ani w radio. Patriotyzmu nie można się chyba nawet nauczyć, patriotyzm jest czymś spoza nas. Zjedzony z pajdą chleba ze smalcem, wyssany z mlekiem matki.

Gdy mówię Anglikom, że jestem patriotką, twierdzą, że takie słowo już nie istnieje.

Gdy mówię Polakom, że jestem patriotką, pukają się w głowę, bo przeciez ojczyzna nic mi nie dała.

Mój patriotyzm nie jest napuszony, nie walczę, nie chodze w czarnej bluzie z kapturem nasuniętym na głowę i nie wykrzykuję nacjonalistycznych haseł. Nie podpalam tęczy, nie rzucam koktajlem Mołotowa.

Kocham Polskę. Czerwone maki, zapach jesieni, brudne buty od soli zimą, gwar na rynku i gołębie na dachu. Kocham każdy kamień, który tam jest, każdy pył i okruszek. Kocham Polaków, ich zmęczone twarze, kreatywne myślenie, spracowane ręce. Kocham polskie miasta, pachnące spalinami i kulturą. Polski teatr i polskie kino. 

A co najciekawsze, dopiero tu, na obczyźnie, zdałam sobie z tego sprawę. 

I nie jest prawdą, że Polska nic mi nie dała. 
Na dźwięk słowa 'Polska' myślę przecież 'Dom'.



środa, 24 września 2014

Paraliż świata.

Pracując w pracy takiej jak moja, nie da się nie słyszeć o sprawach świata. Nie można zaszyć się w mysiej dziurze i udawać, że złych wieści nie ma. Codziennie budzę się z ciężarem w sercu. Wiem, co się dzieje, nawet jeśli w Faktach o 19:00 nie ma ani jednej informacji o tragediach jakie mają miejsce poza Europą. Rana na Bliskim Wschodzie jest tak wielka i krwawiąca, że nie ma szans na zagojenie. ISIS ma twarz zła. Sierra Leone umiera z głodu i z eboli. W Północnej Ugandzie, dzieci wciąż leczą ból po utracie rodziców w krwawych walkach rebeliantów.

Czytam listy dzieci z całego świata. Od Afganistanu przez Irak po Azerbejdżan i Ugandę. Cierpienie jest wszędzie: w większości przypadków wynika z ludzkiej ingorancji, głupoty, złożonego zła, przymakania uczu. Kupuję bułki w sklepie i myślę o tym, że dziecko w Sierra Leone umiera, bo mama nie może wyjść na rynek w wyniu  paraliżu kraju. 

Europa jest jak bańka mydlana. Wiadomości dociera tylko tyle ile chcemy usłyszeć, ile umiemy unieść, zrozumieć. Żyjemy w wygodnych mieszkaniach, pijemy czystą wodę, odbieramy dzieci ze szkoły i nie zastanawiamy się nad resztą świata. Działamy z automatu. Też chcę by Europa była bezpieczna, kolorowa, szczęśliwa, wesoła. Jednak jeśli dzisiaj zamykamy uszy na to co dzieje się w Syrii czy w Iraku, następne pokolenia rozliczą nas z umiejętności współodczuwania.

 Współodczuwanie powinno odróżniać nas od zwierząt. 

Nie umiem pisać ostatnio o niczym innym. Nie umiem myśleć o niczym innym. Jedno uratowane dziecko ratuje świat, jedno zabite dziecko niszczy świat.

Cała ludzkość na kolanach powinna wstawiać się za Kurdami. Cała ludzkość na kolanach powinna wstawiać się za Sierra Leone.

Cała ludzkość - chrześcijanie, muzułmanie, hindusi, jazydzi czy ateiści, powinna wykrzesać z siebie zainteresowanie i troskę , by współczucie zajęło w końcu miejsce pogardy. 




Wyglądam przez okno i widzę daleko. Moc  Twojego imienia rozrywa pokolenia, łączy skały, rozbija brzegi. Śmierć chodzi po polach, po pustyniach.

 Idę gdzie idziesz. Mówię to co mówisz. Nie ma już zabawy. Rozpacz, smutek, przygnębienie. 



A Ty, w tym wszystkim tak dobry, że nawet trzciny nadłamanej nie dołamiesz. 


sobota, 20 września 2014

Wiedza (nie)potrzebna.

Świat zwariował, stanął na głowie. Gdzie się człowiek nie obejrzy tam biją, zabijają, straszą. Medialna prawda jest kłamstwem, na dodatek kłamstwem wybiórczym. Zamiast szacunku okazujemy sobie wrogość, zamiast tolerancji zgniatamy siebie jak robaki. W mojej małej twierdzy zaszywam się z dwoma muszkieterami i udaję, że wiadomości nie ma. Nie czytam, nie oglądam, muszę odpocząć od złych faktów. Choć jeden dzień nie myśleć o zabijanych Kurdach, gwałconych dzieciach, umierających z nienawiści ludziach. Choć jeden dzień nie modlić się za chorych na ebolę, chorych na raka, chorych na zło. Choć jeden dzień wyobrażać sobie, że miłość naprawiła w końcu świat. Że nikt nie chce nikomu poderżnąć gardła z powodu innej religii, że nikt nie widzi tylko czubka swojego nosa. Wyobrażam sobie, całkiem naiwnie, że ludzie wykazują zrozumienie dla siebie nawzajem, że zamiast noża dają komuś chleb, zamiast hijabu - wolność. 

Osądzanie zostawmy Bogu. Pokornie patrzmy na siebie, zamiast na innych.

 Choć na jeden dzień chciałabym przenieść się na wyspę na Pacyfiku i nie mieć dostepu do gazet. Nie czytać ile osób zabiło Boko Haram, ile samolotów rosyjskich przekroczyło strefę przedbuforową USA, ile ludzi umiera dziennie w Sierra Leone z powodu okrutnego wirusa, nie czytać o tym, że w Saanie zamknięto szkoły z powodu zamieszek. Zapomnieć, że istnieje ISIS, że chrześcijanskim dzieciom ktoś w Iraku poderżnął gardła z powodu niewiary, że ktoś inny zakopał żywcem jazydzkie kobiety. Nie czytać, nie sprawdzać, nie wiedzieć...

A wiedzieć jednak trzeba! Działać trzeba! Pomagać tym, którzy nie mają już siły. Inaczej kolor sukienki jaką miała Meryl Streep na rozdaniu Oskarów, staje się ważniejszy od dziecka, które ginie przez głupotę dorosłych.



poniedziałek, 1 września 2014

Enjoy the ride!

Życie składa się z sezonów, okresów, wydarzeń i momentów. Każdemu sezonowi możemy przypisać porę roku, którą, tak jak w przyrodzie, cechują poranne przymrozki bądź wieczorne burze. Gdy spadają liście warto pakować walizkę i szykować się na sezon kolejny, bo zima oznacza koniec, a wiosna nowy początek. Spadające liscie zawsze są sygnałem by szykować się na zmiany. Najgorszym momentem jest zjawiająca się nagle zima, na którą nie jesteśmy gotowi. Trwa zazwyczaj długo i ciężko widzieć w niej barwy oprócz brudnego białego i wielu odmian szarości. Czekanie w zimie na wiosnę jest niecierpliwe i nie należy do łatwych.

Mądry człowiek już jesienią szykuje się na kolejny sezon. Nie robi zapasów na mrozy jak wiewiórka, ale planuje, rozmyśla, układa. Żegna się ze starym i mentalnie szykuje się na nowe. Ten kto wierzy w Boga, zaparza herbatę i razem z Nim konsultuje zmiany. Ten kto nie wierzy, szykuje się sam i ma nadzieję, że podejmie dobre dezyzje.

Zmiana sezonu zawsze ma swoje oddzwierciedlenie w świecie fizycznym. Wiosną robi się cieplej, kwitną kwiaty, latem rodzą sie owoce i dojrzewa pszenica itd., itd. W życiu zmiany dostrzegalne są tak samo. Brak pieniędzy na spłatę raty kredytu, brak możliwości znalezienia pracy lub odwrotnie, pracy aż za dużo, depresja lub euforia mogą ( chociaż nie muszą!) stanowić sygnał, że czas szykować się na nowe, ba! nowe samemu prowokować.

Jeśli nie rozpoznamy odpowiedniego czasu na zmiany, trwamy w jednym okresie przez lata, nie doświadczając innych barw, które niesie życie. Gdybym nie wyjechała do Anglii ominęłoby mnie mnóstwo cennych doświadczeń, nauki, możliwości innej percepcji. Efekt motyla.

Pewien starszy, mądry człowiek trzy dni temu powiedział zdanie, które odmieniło  moje postrzeganie Wielkiej Brytanii, mnie, Boga, wszystkiego.

' Enjoy the ride!' 

Kto ma uszy niechaj słucha.




wtorek, 26 sierpnia 2014

Bilokacja

Świętej pamięci Ryszard Kapuściński mawiał, że żeby znaleźć się w kompletnie innym świecie wystarczy wsiąść w samolot.  Kilka godzin wcześniej był przecież w biednej Etiopii ogarniętej głodem i chorobami, a teraz siedzi w kawiarni  na luksusowym lotnisku we Frankfurcie. Lądując w Londynie zawsze ogarnia mnie podobne wrażenie. Choć Polska to nie Etiopia, a Londyn to nie Frankfurt to jednak światy są zupełnie różne. Gdy lecę w dwie strony mam uczucie bilokacji. Już jestem tu, choć myślą jeszcze tam.

Życie w rozdarciu zaczyna się z pierwszym dniem mieszkania na obczyźnie. Nigdy nie  nazwałabym się typową emigrantką, choć tytuł bloga może sugerować inaczej. Jednak nie o tym. Od pierwszego dnia kiedy opuszczasz swój kraj, czujesz jakby ktoś oderwał cię od podłoża, od fundamentu, korzenia. To uczucie towarzyszy już chyba zawsze. Gdy rozmawiam z osobami będącymi długo poza swoją ojczyzną, przyznają podobnie: życie w rozdarciu zaczyna się z momentem gdy opuszczasz swój kraj, a nie  kończy się nigdy - nawet jeśli powrócisz do rodzinnych stron. Tęsknisz za starym światem, jednocześnie przesiąkając tym nowym. Stary jest ci bliższy, ale im dłużej jesteś w nowym, tym stary staje się bardziej obcy. Gdy jestem tu, myślę o tym co tam. Gdy jestem tam, zastanawiam się czy 'tam' to nadal to co pamiętam jako bliskie memu sercu.

Przesiąkam Anglią, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Możesz się bronić rękoma i nogami, ale już nigdy nie będziesz taki jak kiedyś. Emigracja zmienia percepcję. Wcale nie pomaga fakt, że twój kraj też się zmienia; wszystko przecież płynie. Rodzą się dzieci, ludzie pobierają się i rozstają, zmieniają pracę, szukają mieszkania na kredyt. A ja jestem w momencie gdy jeszcze nic z tego nie miało miejsca.


Łódź, galeria handlowa. Upada mi sweter. Za mną pani koło piędziesiątki krzyczy 'hola, hola, coś pani upadło'. Dziękuję i przewiązuję sweter wokół paska mojej torby.

 Upada znowu. Za chwilę podchodzi do mnie obcokrajowiec i z brytyjskim akcentem mówi : 'Excuse me Ms, you dropped your jacket'. Odpowiadam 'thank you', a on życzy mi miłego dnia i z uśmiechem macha na pożegnanie. W tym momencie poczułam się jak w domu, z osobą, którą znam.

Żyję w rozdarciu. Będąc tu nigdy nie mam pełnego spokoju, bo przecież myślę o tym co 'tam', a jeśli wrócę 'tam' będę tęsknić za tym, co tu... 

Jestem tego pewna.





poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Polska.

Gdy wracam z Polski, zawsze pełno we mnie uczuć, przemyśleń, wrażeń. Polska jest jak pudełko czekoladek. Możesz trafić na słodkość, która rozpływa się w ustach i pozostawia smak na kika godzin lub zjesz truflę z niewyjętą pestką od wiśni, na której złamiesz sobie ząb. Jakkolwiek by nie było, Polska to moje gniazdo, pełne znajomych dźwięków, pysznych smaków, różnych zapachów. Dom, w któym może przecieka dach, ale za to stół jest wypełniony obfitością zmysłów i emocji.

Polska ma swoje strefy buforowe i te, gdzie jeszcze nie dotarł XXI wiek. Nawet w obrębie jednego miasta znajdą się takie rejony, gdzie obok przysłowiowych szklanych domów, stoją rozpadające sie kamienice. To normalne, jesteśmy państwem postkomunistycznym i zajmie nam trochę czasu, by piękno i estetyka stały się czymś powszechnym, a nie nadzwyczajnym. Środków wciąż mało, a potrzeb od groma. I nie krytykuję obecnego stanu rzeczy, jestem pod wrażeniem, że aż tak dużo udaje się zmienić.  Mówię szczególnie o Łodzi, która jest mi najbliższa ze wszystkich miast w kraju. Jest lepiej niż było. Widać zmiany istniejące i te, które nadchodzą. Mentalność tylko ta sama. 

W Polsce  zachwyca piękno młodych kobiet. Jeśli mieszkasz na Wyspach, tak jak ja, otacza cię pewna urodowa sztuczność. Przyklejane rzęsy, doczepiane włosy, nadużywanie solarium. Polki emanują klasą, elegancją, niewymuszonym, naturalnym pięknem. Zauważyłam również, że to młodsi ludzie ( do 40 roku życia ) są milsi, bardziej uśmiechnięci, zrelaksowani. Być może są mniej obciążeni przeszłością narodu i nie mają aż tylu kompleksów. Jednak tu trudno o obiektywnizm, w kraju byłam tylko 14 dni, a już prawie 5 lat jestem poza granicami Polski. Jest jednak bardzo widoczna cecha, która zdaje się narastać z każdym moim pobytem w Łodzi: AGRESJA . Podczas całego roku w Anglii nie byłam świadkiem lub uczestnikiem tylu nieuprzejmości jak podczas siedmiu dni w moim mieście. Oczywiście jest wiele cudownych osób, ale zdaje sie, że umiejętność panowania nad sobą i słowami, które się wypowiada, stopniowo zanika. Kupując zabawki w sklepie, jadąc autobusem, stojąc w kolejce po chleb nieustannie słyszałam pretensjonalny ton i podniesiony głos. Ludzie się kłócą i miałam wrażenie, że nikogo to nie zawstydza. Ba! , nikt nawet już tego nie zauważa. Walka o to, kto będzie wyżej w hierarchii społecznej zaczyna się na ulicach podczas jazdy samochodem, a kończy w biurach i urzędach.

Eklektyzm panuje na każdym polu: wyglądu miasta, ludzi, zachowań, emocji. Zupełnie inaczej niż w Anglii. Tu wszystkie domy są z cegły, mają te same oranżerie i stylowe ogrody,  ludzie mają podobne emocje i podobnie się ubierają. Wydawać by się mogło, że ta druga opcja jest lepsza. Wcale tak nie jest, bo w różnorodności jest przecież miejsce na kreatywaność. Gdy chodziłam po Łodzi uśmiechałam się do innych w nadziei na podobną odpowiedź. Czasem się udawało. Niektórzy uśmiechali się lekko i swobodnie, innych mój uśmiech zaskakiwał i nieśmiało próbowali wygiąć usta w tym pozytywnym grymasie. Zdecydowana większość jednak odwracała głowę lub spoglądała na swoje buty.  We wszystkim jednak najbardziej zaskakują dzieci. One są wolne od historii, śmiałe, wesołe, nie myślą jeszcze o tym, czy uda im się znaleźć pracę powyżej średniej krajowej i utrzymać dom. Polskie dzieci bawią się wyobraźnią, łatwo nawiązują kontakty i odważnie zaczepiają siebie nawzajem.  Patrzenie na nie pozwala zachować optymizm, bo nic nie jest w narodzie chyba tak ważne jak wzajemny szacunek i opanowanie.

Na koniec. Polska to mój dom. W każdym mieście w którym byłam, to uczucie towarzyszyło mi najmocniej.













wtorek, 29 lipca 2014

Oli

Moje dziecko jest najlepsze na świecie. Najpiękniejsze, najwspanialsze i najsłodsze. Nic nigdy tego nie zmieni. Nic nigdy tego nie przeinaczy. Oczy, nos, usta, włosy. Wszystko jest idealne. Perfekcyjne w projekcie, perfekcyjne w formie. Może nazwiecie mnie kłamcą, że przesadzam, faworyzuję. Tak, faworyzuję, ale nie kłamię. Tak go widzę, zawsze będę. Widzę w nim przyszłego lidera, powiernika, opiekuna, przyjaciela. Widzę jak wspina się po górach i dochodzi na sam szczyt, upada, otrzepuje się, wstaje. Widzę jak kocha i jest kochany. Że ma marzenia, cele, plany. Wybacza. Współczuje. Słucha. Podaje rękę, otacza ramieniem. Tak go widzę. Dzisiaj ratuje ślimaki, pomaga młodszemu sąsiadowi zejść po schodach, dziękuje dziesięć razy za naleśniki i mówi, że kocha. 


poniedziałek, 7 lipca 2014

Piosenka jest dobra na wszystko!

Są takie piosenki, które pamiętam od dzieciństwa. Piosenki, które nucę pod nosem gdy smażę naleśniki i takie, które mruczę pod prysznicem. Zazwyczaj śpiewam te wesołe, często też te dla dzieci, stare i nowe, szybkie i wolne. Piosenka towarzyszy mi często. Podkreślam słowo p i o s e n k a. Muzyką się delektuję, piosenką poprawiam zaś sobie humor.


Jest taka piosenka, która, gdy tylko ją  słyszę, maluje w mojej głowie słodki, ciepły obraz.



Biegam po trawie na bosaka, łapię w ręce pasikoniki i porównuję z kuzynami, który świerszcz jest większy. Mam strupy na kolanach i mrużę oczy do słońca. Wsiadamy całą rodziną do białego poloneza i jedziemy do Bułgarii. Zrywam maliny prosto z krzaka i pakuję do brudnej buzi, a potem doję krowę udając, że świetnie sobie radzę. Pomagam mojej cioci zrywać poziomki na działce,by później zajadać się nimi w słodkiej śmietanie. Razem z siostrą robimy pierogi z liści łopianu i zaprawę murarską z błota. Wychodzę na dwór i leżę z koleżankami na kocu, popijam lemoniadę z plastikowej torebki z rurką, raz na jakiś czas wchodząc na trzepak. Krzyczę maaaaaaaamooooooooo do okna i mama rzuca mi sweter. Inne dzieci też stoją pod blokiem i krzyczą "mamo'', a one rzucają im inne cenne przedmioty. Drożdżówkę w torebce, klucze do domu, gumy do żucia, gumę do skakania, pieniądze na oranżadę. Tym samym polonezem jedziemy nad rzekę. Wkładam nogi do zimnej wody i szybko z niej wychodzę. Czuję zapach polskiego lata i polskich czereśni. Jadę z siostrą na rowerze i puszczam kierownicę odrzucając ręce do góry i pedałując szybciej niż wcześniej. A moja siostra fałszując śpiewa mi piosenkę. 


Właśnie tę, w której zawiera się wszystko co jest w mojej głowie, gdy myślę o lecie...

piątek, 20 czerwca 2014

Niereligijnie.

Moją pasją jest Bóg. Nie, nie jestem religijna. Jestem najmniej religijna z najbardziej religijnych. Religia usypia, wkłada w rytuały, zaślepia, poróżnia narody. Odrzucam religię. Kocham.

Moją pasją jest Jezus. Zamieniam religię na relację. Moja relacja z Jezusem zastępuje mi religię. Moja relacja z łaską zabiera focus ze mnie samej. Kim jest Jezus? Wszystkim.

Moją pasją jest Duch Święty. Odrzucam pustą wiarę bez emocji. Odrzucam słowotok bez znaczenia, zamieniam go na radość, na żar w sercu niemożliwy bez Ducha Świetego. Słyszę. 

Moją pasją sa ludzie. Jeśli nie kochasz człowieka, jak chcesz pokochać Boga? Bez miłości do ludzi, do stworzenia, przyrody, powietrza, gwiazd i zwierząt nie ma miłości do Boga. Skoro nie kochasz tego co widzisz, jak chcesz pokochać to czego zobaczyć nie możesz?

Mówią, że miłość nie może być wszystkim. Jest. 

Moją pasją jest relacja. 
Nie, nie jestem religijna. 





środa, 11 czerwca 2014

Sama przyjemność.

Wiele mam powodów do radości. Uśmiech nie opuszcza mojej twarzy od jakiegoś miesiąca i nic na to nie poradzę. Mieliśmy wspaniałą konferencję w pracy, poznałam niezwykłych ludzi, którzy naprawdę zmieniają świat i zdecydowanie ubarwiają rzeczywistość. Prawdziwymi kolorami. To uczy nie tylko pokory, ale też miłości. Miłość wciąż wydaje się być kluczem do wszystkiego. Nie może być to miłość udawana, ze sztucznym, przyklejonym grymasem na twarzy, ale prawdziwa, wypływająca z trzewi; taka miłość co zakrywa zło i przynosi spokój. Miłość, która pozwala zaadoptować 12 sierot z ulicy, nakarmić niepełnosprawne, bezdomne dziecko, przytulić trędowatą kobietę w Etiopii. Taka miłość nie oczekuje zapłaty, nie zadaje trudnych pytań, nie stawia warunków. Nie wskazuje palcem, choć przecież odkrywa prawdę i wcale nie przyjaźni się z konformizmem. Ktoś powiedział, że miłość jest osobą. Jestem tego w 100% pewna. Przyjaźń z miłością się opłaca. Pozwala wyleczyć się z egoizmu i niezdrowej próżności.

Powodów do radości mam dużo. Słońce grzeje ostatnio mocniej, co przecież jest powodem samym w sobie. Oddycham. Wstaję rano z łóżka, mam w lodówce nie tylko światło, a mój syn całymi dniami może przesiadywać na podwórku bawiąc się z hinduskimi dziećmi. Uśmiecham się jak mysz do sera, bo wiem, jak uprzywilejowaną osobą jestem, nie tylko z powodu posiadania dachu nad głowa. Uśmiecham się, bo pies szczeka za oknem i wydaje mi się, że on też jest bardzo radosny.

Za dwa dni przyjeżdżają też do mnie przyjaciółki z Polski; wolne ptaki, kolorowe kwiaty. Miłość do nich jest prosta, nie wymaga wysiłku. Sama przyjemność. 
Rysunek by: Joanna https://www.facebook.com/pages/Asia-pictures/138247153012164?ref=hl



środa, 16 kwietnia 2014

Co mnie ( nas ) zaskoczyło. TOP 22.

Tak sobie właśnie ostatnio myślałam, jak bardzo życie w Anglii mnie czasami zaskakuje. Zebrałam kilka rzeczy, które zaskoczyły mnie najbardziej, niektóre pozytywne, niektóre nie. Oto moja subiektywna lista:

1. Krany. Jeden z ciepłą , jeden z zimną wodą. I o ile u nas  w domu mamy tradycyjne europejskie, to zawsze jak idę np do kina czy restauracji nie wiem jak umyć ręce, gdyż albo się poparzę albo zamarzam :D

2. Brak gniazdek w łazience. To z powodów BHP, woda nie może mieć  kontaktu z prądem, dlatego tutaj nie ma w łazienkach gniazdek, tak więc nie można tu wysuszyć głowy lub postawić w łazience pralki.

3. Bardzo słabe budownictwo. Domy są tak źle zbudowane, że mój znajomy polski budowlaniec zawsze ma ubaw jak wchodzi do budynków by je wyremontować lub przerobić. Grzyb, cienkie, niedogrzane ściany i bardzo małe pokoje.

4. Uprzejmość i tolerancja. Nie wiem czy to kwestia mojej wsi, ale tutaj wszyscy są zawsze mili i uprzejmi. Nikt nie marudzi, że ma stać w kolejce, przepuścić kogoś przodem, ustąpić miejsca. Ludzie uśmiechają się do siebie na ulicy, w sklepach, autobusach i nie ma w tym nic podejrzanego:) Za tym też idzie niesamowita kultura jazdy samochodem. Tutaj prawie nikt nie wyprzedza. 

5. Nikt się nie pcha do autobusu i wszyscy ustawiają się w kolejce do wejścia. Każdy też mówi do kierowcy 'dzień dobry' i 'do widzenia'.

6. Uprzejma młodzież. Mogą wyglądać dziwacznie ( irokezy, piercing, tatuaże itd), ale raczej zawsze sa uprzejmi wobec innych.

7. Oddawanie rodziców do domów starców. Kiedyś kompletnie tego nie mogłam zrozumieć. Dzisiaj już wiem, że częściej jest to decyzja osoby starszej niż ich dzieci ( wynika to z ogólnego indywidualizmu Anglików.)

8. Gołe stopy niemowląt zimą. Gołe nogi dzieciakow jesienią. Nie wiem jak oni nie zamarzają. Gdy jest 17 stopni mówią, że jest ukrop :S

9. Owsianka lub płatki na śniadanie każdego dnia. I wcale im się to nie nudzi.

10. Zadbane budynki, ogródki, elewacje sklepów. Piękne szyldy i brak graffiti. To bym zdecydowanie chciała przenieść do Polski.

11. Brak podziału lekarzy na pediatrów i rodzinnych. Tutaj wszyscy: mali i duzi, niemowlaki i starcy idą do tej samej przychodni, tej samej poczekalni.

12. Niesamowita hojność Anglików. Wspierają wszystkie akcje charytatywne: od pomocy zwierzętom, poprzez chorych i bezdomnych, do biedaków z krajów Trzeciego Świata. Dają dużo i jest to wpisane w ich DNA tak bardzo, że nawet małe dzieci dzielą się ze słabszymi lub biedniejszymi.

13. Chrześcijaństwo. Tutaj już nie ma myślenia w stylu "my i wy", "my i oni". Chrześcijanin to chrześcijanin. Bez względu czy jest katolikiem, anglikaninem czy baptystą.

14.Sklepy charytatywne. W Anglii jest bardzo dużo sklepów zwanych "Charity shops", w których pracują wolontariusze i sprzedają rzeczy oddane przez zwykłych ludzi. Np do takiego sklepu można oddać zbędną odzież czy zabawki, oni ją sprzedają za grosze, a zysk idzie do fundacji charytatywnych.

15. Ciastka z Colą na lunch, bułka z frytkami czy chipsami w środku, brrrr.

16. Dywany w sklepach. To był dla mnie prawidziwy szok, gdy zobaczyłam dywan w aptece czy w drogerii.

17. Okna otwierane do zewnątrz. Plus: nie niszczą firanek i nie zajmują miejsca. Minus: ciężko je umyć.

18. Dyscyplina w szkole. To mnie naprawdę zaskoczyło! Może to też kwestia Crowborough, ale tutaj dzieci są naprawdę uczone dobrego zachowania. Nie można biegać po korytarzach ( i to naprawdę nie można) , trzeba zawsze powiedzieć proszę i dziękuję inaczej nauczyciel jest 'głuchy' na danego ucznia. Z drugiej strony jest nacisk by dzieciaki miały własne zdanie i umiały go bronić.

19. Wymalowane nastolatki. Może w PL też już tak jest, nie wiem, ale tutaj już trzynastolatki malują się jak ja gdy miałam lat 25.

20. Relacje w pracy. Tu nie ma zasady "prezes i jego podwładni". Wszyscy są równi tylko mają różne zadania i to jest naprawdę super.

21. Mało nowoczesne biura. Tutaj firmy wyglądają czasem tak jak u nas w latach 80 - tych.

22. Nie płukanie naczyń z płynu. Anglicy myją je gąbką a potem od razu kładą na suszarkę do naczyń :/



A tu rozwiązanie na 2 krany:) :




wtorek, 15 kwietnia 2014

Miłość niepojęta.

Każda mama kocha swoje dziecko najmocniej na świecie. Najbardziej lubi to własne i w jej oczach jest jedyne i wyjątkowe. Ja tak mam zdecydowanie. Oliver rośnie, za kilka miesięcy będzie już miał 7 lat. Z każdym rokiem jest coraz bardziej bystry i uczuciowy. Czasami czuję jakbyśmy byli tak blisko, że bliżej już się nie da. Rozumiem go w pół słowa. Wystarczy, że widzę jako oczka a już wiem o co zaraz zapyta. Ten mały człowiek jest najbardziej rodzinną istotą wśród moich bliskich. Kocha bezwarunkowo i bezwarunkowo ufa. I ja mu ufam, powierzam małe tajemnice i wielkie zadania. Idzie wszędzie tam gdzie my. Nie pyta dlaczego, nie kwestionuje, nie wybrzydza. 

Miłość do dziecka jest najczystrzą postacią miłości. Nigdy bym go nie oddała, nie zraniła, nie wystawiła na pośmiewisko. Mam nadzieję też, że nigdy go nie osaczę ani nie zabiorę mu wolnej woli. Pewnego dnia otworzę mu okno i powiem oddychaj, otworzę dzrzwi i krzyknę biegnij synku. Biegnij. Życie jest najpiękniejszym darem. Chciałabym go ochronić od wszystkich nieszczęść życiowych, od błędów i porażek. Nie mogę jednak tego zrobić. Mogę go tylko nauczyć dokonywania wyborów.

Wczoraj wspólnie oglądaliśmy "Pasję". Oczywiście na scenach okrutnych wychodził z pokoju, i tylko słyszałam zza drzwu ''Mogę już ? Mogę dalej zobaczyć co się stało z Jezusem?". Zasypał mnie pytaniami, dlaczego tyle cierpiał, dlaczego tak go bili, dlaczego jedej niedzieli krzyczeli "Hosanna", a tydzień później "Ukrzyżuj". Gdy oglądałam film, po raz setny pomyślałam sobie o tym jak bardzo ukochanym synem był Chrystus. A mimo wszystko Jego przeznaczeniem było pośmiewisko, brak wolnej woli, brak powietrza, zranienie, upokorzenie i śmierć. Wszystko to, czego kochający ojciec nie chce dla swoich dzieci.
I dla kogo to wszystko? 
Dla nas. Marnych ludzi.

I choć większość świata wciąż Go odrzuca. Wciąż krzyczy "Ukrzyżuj".  Ja chcę by mój syn wiedział jak bardzo Bóg go ukochał. Tak bardzo, tak niewyobrażalnie mocno, że nawet za mojego małego Oliego Pan Jezus zginął na krzyżu.

Dziękuję.


wtorek, 11 marca 2014

Terefere kuku strzela baba z łuku

Znam takiego chłopca, który kiedyś pójdzie w świat,a mi będzie bardzo ciężko się z nim rozstać. Ma dopiero 6 lat, ale wiem,że jest jednym z najwspanialszych ludzi jakich poznałam w życiu (mężu, Ty też jesteś bowiem niczego sobie).  Poczucie humoru nie wiem po kim odziedziczył, ale strzela grypsami na prawo i  lewo.

O: Terefere kuku strzela baba z łuku, łap mnie!
Ja: Terefere kuku zaraz odgryzę ci kolano!
O: Haha, moje kolano smakuje jak masło, truskawkowe masło!
O: (po chwili) a co to jest łuk?
Ja: Łuk to bow and arrow. 
O: aaaa dziwne. Bez urazy (dokładnie tak mówi), ale po co baba ma strzelać z łuku?
Ja:  No jak to po co? Żeby ustrzelić dziadka!

Takie oto dialogi toczą się codziennie, nieprzerwanie od świtu do nocy. Dzisiaj machając mi w szkolnych drzwiach powiedział: "dobranoc mamo, przytul się w pracy do poduszki", a gdy pytam co chce na śniadanie z poważną miną mówi. "Buraczki". Co? - pytam. "Buraczki. Autentycznie".


poniedziałek, 10 marca 2014

Normalnie nienormalni

Dla niektórych ateistów jestem nawiedzona. Dla niektórych katolików jestem heretykiem, dla niektórych protestantów liberałem. Mam nadzieję, że zawsze tak zostanie. Chcę być nawiedzona, jeśli nawiedzeniem jest wiara w to, że Bóg istnieje a na dodatek można z nim porozmawiać. Chcę być heretykiem, jeśli Bóg jest dla mnie na tyle ważny, by o Nim publicznie mówić i się Go nie wstydzić, chcę być liberałem jeśli to oznacza, że będąc kobietą mogę nie tylko smażyć rybę, ale też ją złowić. Kim więc jestem? Mam nadzieję, że po prostu naśladowcą Chrystusa. 

Przecież to On w swoich czasach był nawiedzonym, heretykiem i liberałem.

Pewien wyjątkowy pastor, ale także nasz przyjaciel, powiedział, że wyszedł na spacer i spotkał Boga dodając, że jest całkiem normalny. Jestem całkiem normalna. Rano smażę naleśniki, w południe robię pomidorówkę i czytam z dzieckiem elememtarz. Wieczorem ganiamy się po mieszkaniu i udajemy z moim synem, że zaatakowały nas średniowieczne smoki. Całkiem normalnie idę do pracy i całkiem normalnie czytam normalne książki. Słucham normalnej muzyki i myję wannę normalną gąbką. I Bóg w tym wszystkim zwyczajnie i całkiem normalnie ma swój udział. Jednak dla wielu jestem nienormalna, bo przecież kto w dzisiejszych czasach wierzy w Boga i się do tego przyznaje?

 Tylko nienormalni. 






poniedziałek, 24 lutego 2014

Zostawiam.

Wizyta w Polsce była szybka i intensywna, zresztą jak zawsze. Lubię czuć to zmęczenie w mięśniach, przyspieszony oddech, mrowienie w dłoniach. Każdy dzień obfitował w spotkania i w załatwianie spraw ważnych i jeszcze ważniejszych. Starzy przyjaciele okazali się zupełnie nowymi,a ci nowi - jakże dobrze poznanymi.
Pod odpadającym tynkiem z budynków  PRL-u kryje sie bowiem tak dużo emocji, że jeden blok mógłby obdarować całe Crowborough.  

Chciałabym móc wejrzeć w te wszystkie serca i wylać na nie garnek miodu. Ja jednak ich zlepić nie mogę, mogę tylko przytulić. Starać się zrozumieć. Czasem po ludzku nie ogarniam sytuacji, nie czuję kontekstu.
Odnalazłam jednak spokój, mój prywatny , nie dotknięty żadną aferą. Nie skorzystam z funkcji pijawki, wciąż wolę być termostatem. 
Stale dźwieczą mi w uszach słowa "zostaw to mi". Zostawiam. Z całą świadomością.


wtorek, 14 stycznia 2014

Dzielenie się niech nam wejdzie w nawyk.

Pracuję w ogranizacji humanitarnej od 3 lat. Pomagamy ludziom z 16 krajów świata, na moim biurku mam listy od dzieci z 6 państw. Są pełne ciepła i radości, nie dlatego, że jest dobrze, ale dlatego, że ktoś dał tym dzieciakom nadzieję. 

Kultura dawania w Anglii sięga kilka wieków wstecz. Chociaż nie wszyscy są tu chrześcijanami, to ich tradycja jest głęboko zakorzeniona w wartościach stricte chrześcijańskich. Dzielenie się z innymi jest tutaj tak oczywiste jak płacenie rachunków za czynsz i wnoszenie opłaty  za ubezpieczenie samochodu. Nie wynika to z bogactwa, ale z postawy serca. Wiem to na pewno. Nie raz byłam zaskoczona jak bardzo ludzie potrafią się dzielić i nie widzą w tym problemu. Dzieci od przedszkola nauczone są wspierać innych. Organizowany jest dzień przebierańców dla chorych, dzień uśmiechu dla starszych, dzień wsparcia dla bezdomnych. Każda szkoła jest połączona z placówką w biednym kraju, dzieciaki zbierają dla swoich kolegów książki, ołówki, pieniądze. Nie wynika to z bogactwa, ale z NASTAWIENIA. Oddanie własnego ołówka koledze z Bangladeszu czy Burundi nie wymaga bowiem posiadania wielkiego majątku. Zamiast paczki czipsów, która kosztuje  funta można dziecku w Ugandzie kupić pierwszą książkę i być może jedyną jaką będzie miał. Ta umiejętność dzielenia towarzyszy potem Anglikom przez całe życie, ten kto się dzieli nie jest kims wyjatkowym, jest to normalne i zwyczajne. I tak powinno być.

Dlaczego o tym piszę? Bo od kilku dni obserwuję dziwną nagonkę na pana Jurka Owsiaka. Polacy, od 22 lat robią coś cudownego: otwierają się na dawanie. Nie ważne jaką to dawanie ma formę: Szlachetna Paczka, SięPomaga, PAH, fundacja Budzik. Nie ważne. Ważne, że uczymy się DZIELIĆ.

Mój syn w wieku 2 tygodni był w szpitalu. Każdy sprzęt, każda waga, każdy inkubator i lampa były zakupione przez WOŚP. Pana Owsiaka obwinia się, że 100% zebranych pieniędzy nie idzie na cel dobroczynny. Każda organizacja musi pobierać procent by istnieć. Na stronie WOŚP można przeczytwać sprawozdanie finansowe, z którego wynika, że WOŚP aż 92% przekazuje na cel charytatywny. To naprawdę bardzo dużo.

Nie bronię tylko WOŚP ani Jurka Owsiaka, nie znam człowieka. Bronię każdej, absolutnie każdej inicjatywy, która pomaga drugiemu człowiekowi.  Dawajmy, dzielmy się, czym mamy. Jeśli chcemy być zgodni z Kościołem, a jeszcze bardziej zgodni z Bożą wolą pamiętajmy, że największym przykazaniem jest MIŁOŚĆ. I świat będzie naprawdę piękny, jeśli zamiast nienawidzić będziemy się wzajemnie szanować i chociaż próbować zrozumieć. A jeśli już naprawdę nie chcemy wspierać WOŚP, po prostu nie róbmy tego, ale pomóżmy inaczej: sami zorganizujmy zbiórkę pieniędzy dla chorych, ubrań dla biednych, jedzenia dla głodnych.

Pomaganie niech nam wejdzie w nawyk, a dawanie i dzielenie się niech będzie tak naturalne jak kupno gazety w kiosku.









piątek, 3 stycznia 2014

Katharsis

Zostań ze mną wietrze północny.  Zostań poranna roso. Zostań mieście ze złota. Przytul mnie swoim ramieniem, wypuść ptaki z trzewi. Strzeż mnie. Wejścia i wyjścia.  

Ze Słowa powstałam. Z nazwania powstałam. Kości i krew, myśli i serce. Ze Słowa zbudowane są moje płuca. Strzelistą katredrą jestem. Wieżą z drewna i błota. 

Z prochu powstałam.To co umarło wskrzesiłeś do życia.  Do Słowa powrócę, w pył się przemienię. Niewidzialny dramat zobaczył światło dzienne.  To co piękne brzydota spowiła, to co brzydkie zamieniłeś w złoto.



Ty, który wszystko przenikasz.
Omnia nuda et aperta sunt ante oculis Eius.