środa, 31 lipca 2013

Ach!


Ludzie są największą wartością jaką spotkałam w życiu. Brzmi trywialnie, ale w takim dniu jak dzisiejszy odczuwam to ze zdwojoną siłą. Mam do nich szczęście. Jakieś naprawdę wyjątkowe szczęście. Zawsze otaczały mnie osoby wspaniałomyślne i dobre. Nie ważne w jakim środowisku i w jakim okresie życia byłam. Od przedszkola aż po studia. Dobroć ludzi czasem przewyższa moje oczekiwania i powoduje, że zamieram z zachwytu. 

czwartek, 25 lipca 2013

Kos nigdy nie ma zielonych skrzydeł ( ani miętowej mini ).

Stwierdzam jednogłośnie ( osoby głosujące: ja, ja i ja ), że ludzi , którym obojętna jest moda jest bardzo mało. Jest wręcz nich zanikająca ilość ( pomijam tutaj zrozumiałe warunki finansowe i szerokości geograficzne, choć nawet ludy zamieszkujące Mongolię moda w pewien sposób identyfikuje). Możecie mówić co chcecie, że nie dbacie, że nie lubicie zakupów, tak, tak, wiem, wiem, ale i tak to co nosicie wyraża Was w taki czy inny sposób. Człowiek , stworzony na Boże podobieństwo, odziedziczył po swoim Stwórcy kreatywność i indywidualność. I wyraża ją niemal zawsze. Również przez ubranie.

Jowita. Jowita zawsze ubrana jest na czarno. Ma kolczyki w uszach ( po sześć w każdym uchu), tatuaż ( Indianin na lewym ramieniu), zawsze czarne spodnie,  martensy i czarny T-shirt. Nie cierpi sklepów z ubraniami, wręcz nie znosi. Nie maluje się i nie śledzi trendów. Jednak moda ją wyraża. Choć ma serce ulepione z miękkiego puchu, miodu i jest ciepłe jak poduszka, to słucha Closterkeller i wywija czarnymi, długimi włosami. Bardzo, bardzo ją lubię. W wyglądzie całkowicie się od siebie różnimy, ale gdy siedzimy z dzieciakami na placu zabaw albo przy kawie w jej pięknym domu, rozumiemy się bez słów. I mimo, że rękoma i nogami zapiera się, że moda ją nie kręci, to i tak jest fashionistką. Taką grunge'ową. 

Mój mąż. Mój mąż ma wysypkę na widok sklepu z ubraniami. Wtedy mówi "Ty idź, a  ja posiedzę z książką w kawiarni, widzimy się za godzinę ". To ja muszę mu przypominać, że czas kupić nową koszulę albo spodnie. Jednak to co nosi w 100 % go identyfikuje. Nie znosi formalizmu. Chcecie, by poczuł się jak w klatce, dajcie mu krawat. Na garnitur mówi, że to tektura. Nosi jednak eleganckie koszule i kolorowe gładkie spodnie. Instynktownie wybiera to co idealnie pasuje do jego osobowości. Introwertyczny (koszule) ekstrawertyk (spodnie). Nawet mojego męża identyfikuje moda.

Laura. Laura też ubiera się na czarno. Nie ma tatuażu, ale przypuszczam, że w innych okolicznościach tradycyjno - - kulturowych nosiłaby wielkiego motyla na obojczyku lub łopatce. Kolor czarny to tylko zasłona dymna. Ma bowiem czerwone włosy. I te włosy są jej identyfikatorem, linią papilarną, odbiciem serca. Zawsze powtarza, że nie cierpi sklepów i że moda jej nie dotyczy. Nie dotyczą jej trendy. Moda zawsze. 

No i ja. Próbuję określić swój styl i swoje podejście. Modę lubię. Nawet nie modę, lubię zabawę w kolory, w puzzle. Zakładam rzeczy, które indetyfikują zmienność mojej osobowości. Powagę trzydziestolatki połączoną z dziecinną naiwnością. Radość życia i optymizm ze szczyptą dekadencji. To wszystko widać w tym co mam na sobie. Kolory lub ich brak. W zależności od dnia i nastroju. Jednak modę śledzę. Lubię blogi modowe i magazyny zza oceanu. To co mnie w modzie drażni to segregacja społeczna i burżujstwo oraz tak zwani Fashion Victims, którzy noszą tylko to co modne, a nie to co ich wyraża. W takich przypadkach wolę stroje Jowity, które  zawsze opowiadają historię o niej. Wczoraj widziałam ja w  czarnej koszulce i czerwonych spodniach od piżamy jak robiła tosty z Nutellą i zamarłam. Czerwone spodnie do niej nie pasują. To jakby kos założył zielone skrzydła albo drozd przybrał różowych plamek. Tak samo jak do Laury nie pasuje miętowa mini (brr).

Moda jest częścią sztuki, choć trochę ogłupiającą, jeśli podążamy za nią ślepo i bierzemy na nią kredyty. Jednak jest narzędziem i pędzlem, muzyką i filmem. Określa epokę, osobowość, narodowość i nastrój. I dotyczy absolutnie wszystkich. Czy tego chcemy czy nie.




poniedziałek, 15 lipca 2013

Lato z radiem

Lato przywołało dziś  wspomnienie. Siedzę na dywanie, mam 5 może 6 lat. Na pewno chodzę do przedszkola. Szperam w mamy szafce i odkrywam skarby. Moja mama w tym czasie gotuje obiad w kuchni i słucha radia. Jest ranek, około godziny dziewiątej. Z radia leci najpięknieszy dźwięk lata. 

Pamiętam nawet dywan jaki był w pokoju. Wisniowy w czarne wzory. Stary, poprzecierany dywan. Szafę, meblościankę z brązowymi drzwiami bez połysku. Drzwi  balkonowe otwarte na oścież. Czuję zapach skoszonej trawy. Czereśnie apetycznie leżą w szklanym naczyniu. Podciągam białą, ażurową podkolanówkę i podziwiam kolejnego strupa na kolanie.

 Zaraz pewnie wpadnę do kuchni i zapytam mamę: Mamo, mogę iść na dwór? A mama jak zawsze powie, że mogę. 








wtorek, 9 lipca 2013

I love summer

Wiem, wiem wszystkich już zdążyłam poinformować, że kocham lato. Moje westchnienia do Nieba w końcu zostały wysłuchany i odzyskałam wiarę w Wielka Brytanię. Nawet tutaj czasami jest ciepło. W najbliższych 2 tygodniach nie będę pisać postów, tylko wstawiać zdjęcia pod roboczym tytułem "I love summer". Urywki dnia, momenty, które chcę zapamiętać. Chwile, które najbardziej przypominają mi lato. 

Start!




Książka, koc, słońce i jestem w niebie.

środa, 3 lipca 2013

Londyn, ach Londyn!

Nie ma co, jestem prawdziwą city girl. Miasto plynie w moich żyłach i nie da się tego ukryć. W sobotę Londyn zdobył moje serce - było energetycznie, pięknie, słonecznie. Postanowienie jedno: przynajmniej raz w miesiącu pojechać do dużego miasta i poodychać jego atmosferą. Niektórzy chcieliby zaszyć się w Bieszczadach, a ja w Nowym Jorku czy w Warszawie. Tak już mam i w takich miastach czuję się najlepiej.  

Wysiadłam na London Vicoria, przedarłam się przez międzynardowy tłum przy Buckingham Palace, a potem prosto na Oxford Streed, gdzie obniżki były tak ogromne, że wydałam więcej niż było w planie. Kochane dziewczyny, jeśli macie możliwość trafić na jakiś tani lot Ryanairem to przylatujcie tutaj na shopping! Szczególnie w lipcu i w styczniu obniżki są tak wielkie,że za 300, 400 złotych można zrobić zakupy na cały sezon. 

A teraz czekam na prawdziwe lato, które ma przyjść w sobotę. Jesli temperatura będzie powyżej 25 stopni to zabieram chłopaków i jedziemy na plażę. Na razie jednak z zapartym tchem oglądam Wimbledon i kibicuję naszym. Poszliśmy nawet z Dawidem za ciosem i postanowiliśmy zacząć grać w tenisa. Mamy bowiem niedaleko nas darmowe korty... zobaczymy co z tego wyjdzie.  Jak wszyscy wiedzą Pan i Pani S raczej nie są zbyt aktywni w sportach, ale nigdy nie jest za późno na zmianę :) Na razie dzielnie walczę z 6 Weidera.

A poniżej piosenka dzisiejszego dnia: