Poniższy tekst powstał w ramach projektu "Bajki Tysiąca i Jednej Polki" Klubu Polki na Obczyźnie, który dedykowany jest Karince oraz jej siostrze Ali. Dziewczynki aktualnie nie mają możliwości, by podróżować, dlatego zabieramy je w baśniową podróż po świecie z dziecięcych snów.
„Istnieje mapa bez krańców świata - są na niej wszystkie kontytenty, miasteczka i wsie, ale jako że zawieruszyła się w bibliotecznym dziale baśni, nabyła magicznych cech: jeśli się na niej stanie, potrafi porwać ze sobą w najbardziej odległe miejsce.
„Istnieje mapa bez krańców świata - są na niej wszystkie kontytenty, miasteczka i wsie, ale jako że zawieruszyła się w bibliotecznym dziale baśni, nabyła magicznych cech: jeśli się na niej stanie, potrafi porwać ze sobą w najbardziej odległe miejsce.
Byli tacy, którzy próbowali przedostać się mapą na skróty na Wielką Rafę
Koralową u brzegów Australii, na szczyty Himalajów, a nawet do sklepu
obuwniczego dwie przecznice dalej. Te próby jednak kończyły się fiaskiem, bo
żaden ze śmiałków nie odkrył, że na wyprawę mogą wybrać się tylko dzieci.
Czternastoletnia Ala i jej ośmioletnia siostra Karina poznały także inny sekret
mapy - nie da się nią podróżować w pojedynkę. Dziewczynki dobrze wiedzą, że
trzeba razem usiąść na wygniecionym papierze i mocno złapać się za ręce i
dopiero wtedy otworzy się przed nimi droga. Dokąd tym razem? Jak zwykle tam,
gdzie ktoś na tę dwójkę będzie czekał. Tak jak tutaj.”
Zerwał się silny i porwisty wiatr. Zamiast ciepłego, włoskiego
powietrza, dziewczynki poczuły przenikliwy chłód. Wciąż trzymając się za ręce powoli otworzyły
oczy.
- Gdzie jesteśmy?
- Nie wiem, nic nie widzę. – Karinka nie była w stanie dostrzec budynków
spowitych białą mgłą.
- Szybko, schowajmy mapę, bo zmoknie – Alicja włożyła mapę do plecaka i
przetarła rękawem oczy.
- Karinka, spójrz, tam jest droga! Chodźmy! – Ala złapała Karinkę za rękę i
razem pobiegły w stronę, gdzie jeszcze paliła się latarnia. Było zimno i
deszczowo. Na szczęście dziewczynki miały ze sobą kalosze i płaszcze, które
szybko na siebie włożyły. Karinka czuła się zagubiona. Ala uśmiechnęła się do
niej szeroko i chusteczką przetarła jej mokrą od deszczu buzię.
- Nie martw się, czuję, że zaraz przestanie padać – powiedziała i jak na zawołanie mgła zaczęła się rozrzedzać, a deszcz ustąpił miejsce słońcu.
- A nie mówiłam! – klasnęła w ręce Ala.
- Jak tu ładnie! – radośnie szepnęła Karinka.
- Alu?
- Tak, Karinko?
- Tu jest tak jak, tak jak... w bajce o Listonoszu Pacie!
Ala wyjęła mapę i sprawdzila, gdzie się dokładnie znajdują. Przeczytała na głos: ANGLIA, CROWBOROUGH. Rzeczywiście, miejscowość bardzo przypominała tę z bajki o Listonoszu Pacie lub Strażaku Samie. Małe domki z cegły otoczone pięknymi ogródkami, kilka uroczych sklepików, piekarnia i sklep z upominkamii. Gdy mgła całkowicie już ustąpiła, dojrzały w trawie kiełkujące żonkile i narcyzy.
Nagle dziewczynki poczuły zapach; piękny i pyszny, jak niedzielne
śniadanie, które robi mama.
- Jestem głodna! – Karinka poklepała się po pustym brzuszku.
- Ja też, chodźmy! - krzyknęła
radośnie Ala, złapała Karinkę za rękę i pobiegły w górę ulicy.
Było wcześnie rano, ale w jednym z domów już paliło się światło i właśnie
stamtąd dochodził zapach owsianki i ciepłego mleka. Domek był cały z cegły,
czerwony, z brunatną dachówką, a w oknie wylegiwał się szary kot. Nagle, niebieskie drzwi do domku same się otworzyły, a z głębi dobiegał śpiew.
Kiedy dziewczynki zastanawiały się, czy wejść do środka usłyszały serdeczny
głos:
- Wchodźcie kochane, czekałam na Was!
Alicja spojrzała na Karinkę i niepewnym krokiem weszła do środka. W kuchni
uśmiechnięta, strasza pani, drewnianą łyżką mieszała mleczne danie w małym rądelku.
- Dzień dobry. Mam na imię Ala, a to moja młodsza siostra Karinka.
- Wiem kim jesteście. Tak jak mówiłam, czekałam na Was! – radośnie
powiedziała pani w starszym wieku. – Ja
mam na imię Lucy.
Lucy z pewnością była czyjąś babcią, bo na ścianach wisiały zdjęcia uśmiechniętych dzieci. Miała na sobie fartuch w kolorowe kwiaty,
włosy zaplecione w długi warkocz, a okrągłe okulary spoczywały na czubku jej
małego, zadartego nosa. Do białych miseczek wlała owsiankę z cynamonem i
radośnie powiedziała:
- Szybko, jedzcie. Mamy zagadkę do rozwiązania.
- Zagadkę? – spytała Karinka.
- Tak! Czy wiecie, że w miejscowości, w której jesteście, urodził się
pisarz, który opisał przygody najsłynniejszych detektywów na świecie?
- De-te-kty- wów? – przesylabizowła Karinka.
- Tak, Karinko. W Crowoborough urodził sie Sir Connan Doyle, który napisał
serię książek o Sherocku Holmesie i jego towarzyszu Watsonie, którzy
rozwiązywali zagadki. My też musimy rozwiązać właśnie jedną z takich zagadek!
Otóż, wczoraj zaginęła moja czarodziejska książka kucharska. Bez tej książki,
nie będę mogła upiec tortu dla moich trzydzieściorga wnucząt.
- Ma pani aż trzydzieścioro wnucząt? - spytała z niedowierzaniem Ala.
- Tak, tak, mam aż trzydzieścioro i wyprawiam dla nich przyjęcie. Jednak
tylko mój samorosnący tort będę mogła podzielić na aż tak dużo kawałków. Bez
książki nie dam rady go upiec. Czy pomożecie mi ją odnaleźć?
- No pewnie! - krzyknęła Karinka – Uwielbiam zagadki!
Karinka zachwycona detyktywistycznym zadaniem z uwagą spojrzała na siostrę.
Karinka zachwycona detyktywistycznym zadaniem z uwagą spojrzała na siostrę.
- Kiedy po raz ostatni widziała pani książkę? – spytała Ala i wzięła do
ręki mały notesik, by zapisywać w nim wszystkie zgromadzone dane.
- Wczoraj rano. – przyznała Lucy i usiadła w wielkim, kwiecistym fotelu. –
Rano robiłam skaczące bułeczki dla dzieci pana policjanta. Później smażyłam jeszcze
uśmiechnięte naleśniki dla pani Potter, bo jej mąż choruje na smutki.
- Uśmiechnięte naleśniki? – spytała z niedowierzaniem Karinka.
- Ależ oczywiście! Po zjedzeniu takiego naleśnika, nawet największy maruda
ma uśmiech na twarzy do samego wieczora!
- Faaaajnie... – rozmarzyła się Karinka.
- A potem, nic już pani nie piekła?
– zagadała Ala i nalała do filiżanki herbatę z mlekiem dla pani Lucy.
- Dziękuję kochanie – Lucy obiema rękami złapała filiżankę i wzięła duży
łyk gorącego płynu. - Niech pomyślę... Nie,
chyba już nie nie piekłam.
- Mogę się poczęstować tymi ciasteczkami? – spytała Karinka wskazując na
ogromny talerz pełen czekoladowych gwiazdek pokrytych waniliowym kremem.
- Ależ oczywiście kochanie! O tak! Już pamiętam!!! Potem upiekłam właśnie te
czekoladowe ciastka, które je Karinka. Hamują one głód na cały dzień.
- Czyli podsumujmy – powiedziała stanowczo Ala. – Najpierw upiekła pani
skaczące bułeczki, potem usmażyła uśmiechnięte naleśniki, a potem zrobiła sycące
ciasteczka, tak?
- Otóż to - potwierdziła Lucy.
Ala wstała i podniosła talerz z ciasteczkami. Pod nim leżała czarodziejska
książka kucharska Lucy.
- Znaleziona! – krzyknęła Karinka i podskoczyła z radości – Teraz może już pani
upiec tort dla swoich wnucząt.
- Cudownie, nie wiem jak się Wam odwdzięczę! – z uśmiechem powiedziała
Lucy.
- Może nam pani dać kilka tych pysznych
ciastek na drogę. – podpowiedziała Ala. – Na nas już bowiem czas.
Lucy zapakowała ciastka do metalowego pudełka i wręczyła je dziewczynkom. Uścisnęła
je mocno, a do kieszeni plecaka włożyła im jeszcze książkę o przygodach
Sherolcka Holmesa. Dziewczynki grzecznie podziękowały i rozwinęły mapę. Położyły
ją na stole w kuchni i chwyciły się mocno za ręce. Ala zamknęła oczy, a Karinka
cichutko szepnęła:
- Ciekawe dokąd teraz nas zabierze...
Poproszę serię usmiechnietych naleśników :)
OdpowiedzUsuńSwietna bajka!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
wow super historia !!
OdpowiedzUsuńDziękuję... <3
OdpowiedzUsuń