środa, 8 maja 2013

Czarna marynarka.

Chowanie ambicji do kieszeni wcale nie jest łatwe. Pamiętam jak w Polsce biegałam po korporacyjnych korytarzach w marynarce i butach na obcasie. Stres czasem ściskał mi gardło tak bardzo, że musiałam iść do łazienki by uspokoić myśli. Pamiętam jak szef kiedyś przyniósł mi techniczny tekst na cztery strony A4 i mówi "Czy możesz to przetłumaczyć na angielski? Potrzebuję za godzinę." Za godzinę?? Pamiętam jak obładowana słownikiem sklejałam zdania. Stres był codziennie. Zestawienia finansowe spędzały mi sen z powiek. Wstawałam o 6 rano i czułam jak żołądek skręca mi się we wszystkie strony. Do domu wracałam po 20.00, telefon dzwonił jeszcze wieczorem. Czasem w weekend. Czułam, że mam dosyć. Choć uczciwie przyznam, że właśnie tam nauczyłam się więcej niż gdziekolwiek później.
Gdy po 5 latach dałam wypowiedzenie czułam się cudownie wolna. Pamiętam jak po roku spotkałam koleżankę z firmy. Mówi, że już atmosfera jest gorsza niż przed moim odejściem. A ja na to; zmień pracę. Ja zmieniłam i była to najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć. Praca z przekochanymi ludźmi (pozdrawiam wszystkich z ulicy Pojezierskiej) odmieniła moje spojrzenia na wiele spraw. 

Teraz nie noszę obcasów. Stresu też nie odczuwam. Stres wręcz zerowy.  Idę do pracy na 9:00 rano i wracam o 15:00.  Robię rzeczy ważne. Ważniejsze od wyników sprzedaży asortymentu do łazienek. Wiem, że jestem ogniwem w łańcuchu ludzi, którzy mają wpływ na zmianę rzeczywistości dziecka, całej wioski. Mam czas dla rodziny, pieniędzy też mi nie brakuje.

A jednak... 

Dzisiaj zatęskniłam za czarną marynarką, dzwoniącym telefonem i wstawaniem o 6:00 rano.


1 komentarz:

  1. ja najbardziej lubilam prace ksiegowej w korporacji....wlasnie marynarke, terminy, i kawe z automatu w kuchni ;) i moje kochane biurko ze sterta papierow. o tak.

    OdpowiedzUsuń