Dawno tu nie pisałam... Być może oswoiłam emigrację na tyle, by o niej nie mówić? Zgubiłam dom gdzieś po drodze, między Polską a Anglią. Staję się emigracyjnym tworem, bez tożsamości na własne życzenie. Im dłużej tu jestem, tym bardziej czuję się Polką, im częściej jadę do Polski, tym mniej Polką jestem. Pomijam już bułgarskie korzenie, które zgubiły się po drodze i tylko czasem cichutko pomrukują na dnie serca. Mój charakter ewaluował, przetwarzał się i zmieniał. Emigracja zbudowała moją dzisiejszą osobowość. Śnię po angielsku, marzę po polsku, nauczyłam się 'small talk', ale wciąż brakuje mi 'quality talk'.
Coraz gorzej rozumiem polską rzeczywistość. Próbuję, naprawdę próbuję. Sprawy polskie zawsze były mi bliskie, ale po raz pierwszy ich nie ogarniam. Wielowarstwowość naszej wyjątkowej kultury, destrukcyjność historii, stworzyła w nas unikalny naród pełen gorliwości i pasji. Gorliwość niestety przekuła się w frustrację, złość w zgorzknienie. Czasem mam nadzieję, że mój kraj tylko tak wygląda przez okno komputera i TV. Za dużo myślę. Ilość informacji jaka przepływa przez mój mózg, rozsadza mnie od środka. Próbuję odciąć się od mediów, politycznych sporów, kolejnych afer. Chciałabym wyjechać gdzieś, gdzie nie ma radia. A potem tęsknić za tym szalonym biegiem neuronów...
Obywatelką Anglii też się nie czuję. Nie rozumiem w pełni tutejszej rzeczywistości, nie umiem przetworzyć jej na język kultury. Na mój język. Pokochałam jednak 'angielski' szacunek do obcego człowieka. Uprzejmość do każdego. Brak zawiłości w kontaktach i postkomunistycznych relacji w pracy. Nie przyzwyczaiłam się do dystansu i skrajnego indywidualizmu. Nie wiem kim są moi znajomi i jakiego trupa chowają w szafach. Nigdy się nie dowiem. A może nie trzeba nam o tym wiedzieć? Być może wsystarczy beztroskie 'How are you' , by poczuć się szczęśliwym... Wolnym od uprzedzeń i niedomówień. Problem tylko w tym, że ja lubię te zawiłości, trudne, polskie , przekorne charaktery. Różnorodność poglądów i opinii. Jak to powiedziała moja znajoma Angielka: "Nigdy się nie dowiesz, jakie myśli ukrywamy za błyszczącymi oczami..."
Stałam się hybrydą. Pozbawioną uprzedzeń, wolną od złości dla naszej historii, kochającą polskie tradycje, krajobraz, ludzi. Przyzwyczaiłam się jednak do tutejszego ładu, dbałości o otoczenie, troski o dobrą atmosferę w pracy i w szkole. Tutaj żyje się łatwiej. Po prostu, zwyczajnie, łatwiej. Czy ta łatwość sprawiła, że tęsknię mniej? Bynajmniej... ta łatwość usypia, ale nigdy nie pozwala zapomnieć. Jeśli coś należy zmieniać, to tylko na lepsze, jeśli coś można zmienić, to tylko robiąc to z pasją i przekonaniem. A pasja do Polski nie zgasła, przybrała tylko inną formę.
A neurony biegną dalej. W szalonym wyścigu informacji i zdarzeń...
A neurony biegną dalej. W szalonym wyścigu informacji i zdarzeń...
Nieskomplikowani ludzie, którzy nie myślą i nie zastanawiają się nad tym, nad czym Ty się zastanawiasz są nudni. No chyba, że wymyślają właśnie lek na raka, lub inną arcyważną rzecz. Prawdziwi ludzie, którym zależy, głowią się nad takimi zawiłościami i oni są najciekawsi. Czasem się zastanawiam się, czy trzeba mieć narodowość koniecznie określoną? Czy nie można po prostu być Magdą? Moniką? Markiem?
OdpowiedzUsuńTo prawda, ani narodowość, ani kolor skóry ani pochodzebie nas nie identyfikuje. Wciąż sami kształtujemy siebie i sami pracujemy na swój wlasny rachunek... Szkoda, że tak mało ludzi to rozumie... Co do skomplikowania.... czasem chcialabym wlasnie byc troche mniej skomplikowana... przestac sie zmagać z każdym pytaniem, które tak tłocznie stukają do mojej głowy...
OdpowiedzUsuń