wtorek, 6 listopada 2012

Jordania


Ciężko w słowach odtworzyć ostatnie dni, choć bardzo chciałabym to zrobić. Namalować obraz albo ułożyć nuty na pięciolini byłoby o wiele prościej.

W Jordanii zostawiłam kawałek mojego serca, choć ci co mnie dobrze znają wiedzą, że serce zostawiam gdzie popadnie. Jednak tam odbyłam nie tylko wspaniałą, niezapomnianą podróż, ale co więcej, upewniłam się w tym kim jestem i kim chcę być. A to o wiele trudniejsze niż kupno biletu na samolot.

Poniżej słowa, które napisałam tam, w Aqabie wcześnie rano, kiedy wszyscy w domu spali, a ja zupełnie nie mogłam przegapić tak cudnego poranka.


28.10.2012


Dzisiaj obudziła mnie cała orkiestra dźwiękow (od modlitwy w meczecie, poprzez  ujadanie psów i pianie kogutów aż po dźwięk  samolotu lecącego tuż nad Aqabą).  Dziwne uczucie, naprawdę, ale mam wrażenie, że w Jordanii odnalazłam kawałek siebie.  Mogłabym tu funkjonować naprawdę dobrze, choć może tylko w mieście, bo na wsi wszechobecny  islam zbyt mocno ograniczyłby moją wolność.


Przez moją głowę przebiega tysiące myśli, bo przez ostatnie dni zrobiłam i widziałam więcej niż kiedykolwiek mogłabym się tego spodziewać.  Picie herbaty z Beduinką i  zabawa z jej upośledzonym wnukiem uświadomiło mi więcej niż cały poprzedni rok mojego życia.  Rozmowa z Syryjskimi kobietami, które trzy miesiące temu opuściły swój dom by ratować życie własne i swoich dzieci, dało mi więcej niż codzienne oglądanie wiadomości BBC. Chodzenie ulicami Ammanu  i Aqaby, spacerowanie w Dolinie Mojżesza i patrzenie na górę Synaj było o niebo lepsze niż czytanie przewodnika Lonely Planet. Spotkanie zaś mojej stopy z jeżowcem było przeżyciem niemal ekstremalnym, ale jakże niezapomnianym.



Stałam na Górze Nebo i patrzyłam na Ziemię Obiecaną, byłam w rzece Jordan i chodziłam po ziemi Edomitów. Dziwna ta podróż. Dziwna i piękna. Pojechałam tu by odwiedzić ludzi i miejsca, ale czuję się jakby to ludzie i miejsca odwiedziły mnie. Każda z napotkanych osób obdarowała mnie nie tylko pysznym jedzeniem ale i burzą myśli, które do teraz rozmnażają sie w mojej głowie z prędkością światła. A każde miejce, no cóż... miejsca zatoczyły koło, zawirowały w powietrzu i wraz z pustynnym piaskiem przedostały się przez nozdrza do moich płuc.



Jordańczycy są tak przemili, że ich serdecznością mogłabym sobie wybrukować mieszkanie i wstając codziennie rano zawsze miałabym dobry humor.  Ich gościnność  sięga czasami niewyobrażalnych na Zachodzie rozmiarów. Gdy tuż przed naszym przyjściem gospodarz domu zabił jagnię poczułam się nieswojo. Nie tylko dlatego, że godzinę później zwierzę wylądowało na moim talerzu, ale też dlatego, że ja nic dla tych ludzi nie miałam. Oprócz uśmiechu i zrozumienia.  Byciem jedną z nich, choć przecież tak inną. Dla szacunku dla ich religii i kultury,  zakładałam długie spódnice i przykrywałam głowę, choć  według zasad islamu i tak byłam ubrana zbyt frywolnie. Kobiety ubierają się różnie, w zależności od poziomu tolerancji i wykształcenia męża. Widziałam kobiety z całkowicie zakrytą twarzą, takie którym było widać tylko oczy i takie , które nawet nie nosiły chusty. Te ostatnie jednak są zazwyczaj chrześcijankami mieszkającymi w dużych miastach. A Jordanki są przepiękne, mają cudowne włosy, wielkie oczy i śniadą cerę.



Jednak najmocniej i najbardziej zrozumiałam jedno. Moją wolność w Jezusie. Wśród poprzykrywanych kobiet czułam się czasem jak kolorowy ptak, który zaraz pofrunie w powietrze. Mogę patrzeć mężczyźnie w oczy, mogę podać mu rękę i nie muszę siadać po drugiej stronie pokoju jako byt niższej kasty. Nie jestem niewidzialna.  Kiedy mój mąż zakładał mi na plaży buty, uprzednio wycierając stopy  z piasku, cały tłum gapiów stanął wokoło nas. Tutaj to niecodzienny widok.  Dla Jordańczyków było to tak egzotyczne, że zaczęli nam robić zdjęcia. 







Chyba nie wiedzieli, że Bóg, w którego ja wierzę, mył swoim uczniom nogi, chciaż był Królem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz