sobota, 17 listopada 2012

Kino.

Jestem w Anglii już trzy lata, a jeszcze nigdy, uwaga (!) nigdy wcześniej nie byłam  tutaj w kinie. Wynikało to z dwóch powodów. Po pierwsze: nie ma kina w Crowborough. Po drugie: ponieważ razem z Dawidem nie mieliśmy z kim zostawić Oliego, nigdy się do kina  nie wybieraliśmy. Pozostało mi więc odwiedzanie kin podczas pobytu w Polsce lub czekanie na pojawienie się filmu na DVD. Tym sposobem dorobiłam się niezłej kolekcji płyt, ale tęsknota za wielkim ekranem pozostała.


Dzisiaj było inaczej. Oli został z tatą, a ja razem z Kamilą po raz pierwszy w Anglii poszłam do kina. Kino jest w Uckfield, do którego jedzie sie 20 minut pociągiem. I jest to najcudniejsze kino w jakim byłam! Filmem się trochę zawiodłam, ale kinem wcale! Bynajmniej nie było to Cinema City ani Odeon. Było to najmniejsze kino w jakim miałam okazję być i było cudne. Poczułam sie świetnie, że oparło się nurtom globalizacji i przypuszczam pozostało niezmienne od wielu, wielu lat. Sala mała, z puchatymi czerwonymi fotelami, bez miejsca na kubek z Colą, kurtyna jak za czasów niemych filmów z Charlie Chaplinem, dziwna muzyka w tle w czasie oczekiwania na projekcję. Nie uwierzycie, ale puścili tyrolskie pieśni, zgasili światło i czułam się wyjątkowo. Nie było tam wielu korytarzy, ani pięter. Piętra wcale nie było. Dwie salki obok siebie, z uroczym panem przedzierającym bilet na pół i wskazującym miejsca małą latarką. 

Film przestał być ważny. Poczułam magię kina. I to było naprawdę fajne. 

Picture House, kino w Uckfield


1 komentarz:

  1. rewelacja, lubię kina z atmosferą!ten budynek jest magiczny i zapowiada jak jest w środku
    monika

    OdpowiedzUsuń