piątek, 6 marca 2015

Powroty i pożegnania

Jednym z minusów emigracji są ciągłe powroty i pożegnania. Rozstaję się i powracam co kilkanaście tygodni. Powracam do Polski, rozstaję się z rodziną, witam przyjaciół, żegnam ich, witam i żegnam. 
Mam tyle szczęścia, że mieszkam na tym samym kontynencie co większość moich bliskich (w końcu Wielka Brytania to jednak Europa, chociaż sami Anglicy twierdzą inaczej). Ten sam kontynent umożliwia mi, a także moim bliskim, regularne wizyty w cenie biletu Ryanaira. 

Takie odwiedziny są jak orzeźwiający deszcz. Ktoś wpada, robi zamęt i... wyjeżdża. Tydzień w lipcu, dwa we wrześniu, 5 dni w marcu. Wizyty sa długie lub bardzo krótkie, ale każda z nich zostawia po sobie kilkudniową pustkę. ________________________.  O! Dokładnie taką.

Do tej pory jedyną przeżywającą byłam ja i ewentualnie osoby powracające, czyli żegnane. Tym razem do zasmuconych dołączył mały Oli, który przez cały dzień wycierał rękawem łzy po rozstaniu z ośmioletnim Aronem. Cieżko się patrzy na swoje dziecko, które spragnione kontaktu z ojczystym językiem w wykonaniu rówieśników, musi podporządkować się woli rodziców i razem z nimi przeżywać powroty i pożegnania.

A one nie są proste. Oczywiście wszystko zależy od naszego emocjonalnego zaangażowania, ale moje zawsze było i już chyba będzie duże.

Jeśli zakotwiczyłeś się w moim sercu, to dostaniesz dożywotni karnet na odwiedzanie mnie gdziekolwiek będę. A powroty i pożegnania staną się naturalną częścią naszej relacji. Będę czekać na Ciebie, kiedykolwiek zapragniesz mnie odwiedzić, a drzwi naszego domu na zawsze będą dla Ciebie otwarte. A potem pożegnam Cię i znów będę czekać na dzień Twojego powrotu.

Mam wrażenie, że pod ostatnim akapitem podpisałby się też Oli, który tak jak ja, raz nazwaną przyjacielem osobę, traktuje niemal jak rodzinę. Czy inaczej oddałby Aronowi kartę Petr'a Czecha z Chelsea? Taki gest jest zarezerwowany tylko dla najbliższych...

1 komentarz: