Szukam w słowniku słowa emigrant. Ktoś kto na stałe lub na pewnien okres czasu zamieszkał poza swoja ojczyzną... Nigdy się emigrantką nie czułam, bo to słowo zawsze wydawało mi się mieć pejoratywną konotację. Dzisiaj, czy chcę tego czy nie, emigrantką jestem. Z Polski nie uciekłam, nie pobiegłam za chlebem, choć może teraz bym to zrobiła. Nie szukałam lepszego świata ani nowych możliwości rozwoju. W Anglii znalazłam się z powodu marzeń mojego męża, moich marzeń i marzeń Pana Boga, który od dawna planował to co się z nami stało.
Początek byl trudny, powiem nawet, ze okropnie trudny. Wstawałam rano i nie czułam zapachu powietrza, do którego przywykłam przez 28 lat mojego zycia. Nie mogłam wybiec po bułkę do sklepu ani przejechać się starym, poczciwym tramwajem. Swoim mocnym ramieniem otoczyla mnie obca rzeczywistość, równie obca jak zimna i piękna. Ptaki spiewały cudnie, a drzewa uginały się pod różnorodnością ich gatunków. Trawa soczyście zapraszała do zabawy, strumień obok domu błękitnie iskrzył się w słoncu.. To jednak nie poprawialo mi ani humoru ani nie rozciągało uśmiechu na mojej twarzy. Czułam się jakby odłączono mnie od matki, jakby ktoś wyjął mnie z ciepłego gniazda. Mojego, dobrze mi znanego, nawet jeśli czasem uwierało i było pomalowane brązowym sprejem... ŁKS jest the best.... Dzisiaj jednak uśmiecham się często. Uśmiecham się , gdyż bardziej rozumiem bycie tutaj. Rozumiem po co tu jestem i widzę też jasne strony, których niezaprzeczalnie dostrzegam coraz więcej. Jednak nigdy nie będę się tutaj czuć jak u siebie. Wiosna bowiem nigdzie na świecie nie jest tak słodka jak w Polsce i truskawki nigdzie na świecie nie pachną tak pięknie jak tam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz