sobota, 22 września 2012

Teleportacja

Wczorajszy dzień obfitował w różne wiadomości i refleksje. Jednak najbardziej obfitował w spotkania.


Popołudnie spędziłam w  towarzystwie czarnowłosej Jowity. Ma piękny dom! Mieszka w sercu sadu. W ogrodzie pachniały dojrzałe jabłka i róże, a w jej wiejskim salonie pękało drewno w kominku. Siedziałam na pufie przy samym ogniu zajadając się murzynkiem z domowego pieca.  Nasze rozmowy nie są skomplikowane, nie jestem przy niej moim alter ego. Jestem sobą. Obmyślałyśmy biznes i kto wie, może coś z tego będzie, bo plan jest dobry. 


Wieczorem zaś byłam na spotkaniu ludzi, którzy pracują tak jak my z Dawidem w misjach międzynarodowych. Cóż za wieczór! Byłam jedną z najmłodszych osób, ale wcale mi to nie przeszkadzało. W Anglii bowiem o wiele lepiej dogaduję się z seniorami niż z ludźmi w moim wieku. Azjatyckie jedzenie, opowieści o Bangladeszu, Kongo czy Burundi były niezwykłe. Jest tyle dobrych ludzi na świecie, z sercem w odpowiednim miejscu. Jednak najbardziej wspaniałe było spotkanie z pewną starszą panią. Gdy usłyszała, że jestem z Polski, podeszła do mnie i powiedziała,że w 1949 mieszkała w Warszawie. Niesamowite! Jej tata był dyplomatą i wraz z nim pojechała do powojennej Polski. Jej opowieść była tak interesująca, że do końca wieczoru nie umiałam już się skupić. Moja wyobraźnia zaczęła działać na tyle intensywnie, że wszystkie myśli teleportowały się do zburzonej stolicy. 

A dzisiaj przyjeżdża Kamila. Znów obmyślam menu i prasuję pościel. Tylko kwiatów jeszcze nie mam, bo ostatnio od kwiatów bardziej lubię kolorowe liście.

1 komentarz: