Nie pisałam aż miesiąc. No może dwa. Nie było mnie. Byłam w fantazji, niebycie, na innej planecie, która czasem mam wrażenie, że nie istnieje. Co robiłam? Wąchałam powietrze. Godzinami. Jadłam maliny. Kilogramami. Myślałam. Metrami.
Już jestem w domu, nie - domu. Jest ciepło, a nawet gorąco. Wczoraj po miesiącu rozłąki zobaczyłam swojego męża, który jest chyba jakimś marzeniem sennym. Lepszego człowieka nie znam. I nie poznam.
To chyba na tyle. Jeszcze nie zdążyłam rozpakować walizki, a co dopiero głowy.
No to weź rozpakuj tą głowę, bo ja tu czekam na jakieś wieści!!!!
OdpowiedzUsuń