niedziela, 16 grudnia 2012

Crème de la crème

Czas przygotować się do Świąt. W sumie jest tak jak chciałam - leniwie i spokojnie. Prezenty mam kupione, kartki wysłane, dom w miarę posprzątany. Teraz rozkoszuję się samą esencją. Creme de la creme.

Każdy jakoś świętuje. Nawet ateiści, bo klimat Świąt udziela się każdemu... 

Ja świętuję narodziny Chrustusa i zwykle nie piszę o wierze, ale tym razem będzie inaczej. Wiara w Jezusa indetyfikuje mnie bowiem jako człowieka, więc dzisiaj, w okresie przedświątecznym, napiszę tylko o tym.


Każdy z nas widział kiedyś Bożonarodzeniową szopkę. Niektórzy z nas mieli nawet szansę obejrzeć szkolne Jasełki. Trzej królowie podążają  za gwiazdą widzianą na wschodnim niebie, by zobaczyć króla zapowiedzianego przez proroków. Według nich bowiem miał narodzić się w Betlejem. Dlaczego był królem? Bo był Zbawicielem, odkupicielem każdego z nas, Synem samego Boga, choć oczywiście nie każdy chciał w to uwierzyć. Według linii genealogicznej, był też potomkiem pierwszego człowieka Adama, a co za tym Dawida (tego co  zabił Goliata).  Linia Dawida była linią królewską. Dlatego też Herod tak bardzo obawiał się Jezusa i kazał go zgładzić, wiedział bowiem, że mógłby zająć jego miejsce i zostać królem Izraela.

Jednak od początku...

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemę (tę historię znają wszyscy ). Szóstego dnia Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo i nadał mu imię Adam ( z hebrajskiego adam - ludzie, akadyjskiego ad-mu zrodzony, stworzony ) i dał mu kobitkę, Ewę ( z hebrajskiego hawwa; dająca życie). Byli oni doskonali, nie znali bólu, trosk, chorób ani smutku. Chodzili sobie po rajskim ogrodzie i rozmawiali z Panem Bogiem. Bóg pozwolił im jeść wszystko, zarządzać wszystkim, oprócz jednego: nie pozwolił im zrywać owoców z drzewa poznania. Niestety, wiemy jak się to skończyło. Adam i Ewa nie byli w stanie opanować ciekawości i skuszeni przez węża, zjedli jabłko z zakazanego drzewa. Wtedy musieli opuścić ogród i poznali co to jest samotność, choroba, zło i grzech. Grzech coraz bardziej oddalał ludzi od Boga. Tak bardzo oddalał, że  woleli wierzyć we wszystko inne, tylko nie w Niego. 

W Starym Testamencie czytamy o tym, jak można było odkupić grzechy składając różne ofiary (synogarlice, kozy, owce , jedzenie). Składając ofiarę próbowano przebłagać  Boga za  grzechy. Jednak było to chwilowe, ludzie usilnie starali się być dobrzy, ale jak to zwykle bywa, niezbyt im to wychodziło. Zapłatą za grzech była niestety śmierć. Nie nagła i natychmiast, tylko śmierć duchowa. Ludzie, którzy grzeszyli nie mogli ani poznać Boga, ani usłyszeć ani zrozumieć. Niestety na koniec końców, po śmierci fizycznej, nie mogli też Boga zobaczyć.

I tutaj Bóg miał plan. 

Postanowił wysłać swojego Syna, Boga w ludzkim ciele. Świętego nad Świętymi, który jako jedyny mógł zmazać grzech na zawsze. Jego śmierć była śmiercią zaplanowaną, nieuniknioną, jednak zupełnie innej wartości niż śmierć  zwierząt składanych w ofierze. Chrystus był Bogiem, a więc bez grzechu, ale w ludzkim ciele - tak samo znoszącym cierpienie, samotność i smutek jak wszyscy inni ludzie. Zrodzony z kobiety i Ducha Świętego był ofiarą doskonałą.  Jego przelana krew dała życie wieczne wszystkim, którzy w niego wierzą. 

Oto powrót do poczatku.
Do Świąt Bożego Narodzenia. 

Jezus Chrystus nie narodził się, bo Bóg miał taki kaprys. Nie narodził się byśmy mogli dostawać prezenty albo ubierać choinkę ( choć nie zaprzeczam, że to bardzo miłe :-) ). Narodził się, aby umrzeć za grzechy wszystkich ludzi i  by każdy, kto w Niego wierzy mógł żyć nie tylko wiecznie po śmierci, ale też po to, by tu na Ziemi, można było z Nim mieć relację, która została zerwana w dniu gdy pierwsi ludzie opuścili rajski ogród. Dlatego też trzej królowie, którzy tak naprawdę byli  uczonymi, przynieśli Chrytusowi dary: złoto - na znak tego, że Jezus jet królem,  kadzidło - na znak, że jest najwyższym kapłanem i mirrę - jako symbol żałoby po jego przyszłej śmierci (mirrą balsamowano ludzi), ale też uzdrowienia, czyli zmartwychwstania (mirra ma właściwości lecznicze).

 Kochani czytacze, na koniec życzę Wam cudownych, spokojnych Świąt Bożego Narodzenia. Niech ten czas upływa Wam w rodzinnej atmosferze, zdrowiu i radości. Życzę Wam by piec był aż czerwony od gotowania uroczystych potraw, choinka była piękna i kolorowa, prezentów by było bez liku i uśmiechu rozciągniętego aż do obojga uszu. 

Jednak najbardziej ze wszystkiego życzę Wam Bożej obecności i chociażby nanosekundy chwili, w której poczujecie, że On naprawdę jest.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz