Wczorajszy dzień był wisienką na torcie. Tą wisienką była Kamila.
Biegając w błocie dogoniłyśmy pociąg w ostatniej sekundzie. Po polsku ( nie wiedzieć czemu właśnie po polsku ) krzyczałyśmy "Poczekajcie na nas, poczekajcie". Poczekali. W ostatniej chwili wsiadłyśmy do wagonu, czerwone z wysiłku i ze śmiechu jednocześnie. W zabłoconych butach dojechałyśmy do Uckfield, miejscowości zaraz obok mojej, ale z większą ilością kawiarni i sklepów. Spacer po rozświetlonej ulicy był piękny. Choinka ubrana w kiczowate wstążki śpiewała "I will feel so lonely without you this Christmas" co wpasowało się idealnie w klimat jaki miałam w sercu.
Będzie mi jej brakować. Będzie mi brakować śmiechu do bólu brzucha, gier we wszystkich znanych nam językach, spotkań przy kawie i rozmów do wykończenia słów w gardle. Będzie mi brakować jej walki o niezależność, czerwonych kaloszy i słodkiego towarzystwa. Jej ciągłej gonitwy za bieganiem. Chęci wstania o siódmej rano by móc przemierzać górki w różowych Nike'ach, po czym ignoruje budzik, przykrywa się kołdrą i śpi aż nie obudzi jej alarm przeciwpożarowy. Będzie mi brakować babskich wyjść do kawiarni i wspólnych dyskusji o wyższości polskiej marchewki nad angielską. Najbardziej jednak będzie brakować mi jej samej. I choć nadal będzie na skype, to już nigdy nie będzie to samo...
Powoli przyzwyczajam się do myśli, że wszystkie moje przyjaciółki są daleko. W Polsce, w Stanach, w Chorwacji. Żadna z nich jakoś nie znajduje się bliżej niż 1000 km stąd. A jak już jedna spróbowała zakorzenić się całkiem blisko, to wraca po dwóch miesiącach, choć obiecywała, że zostanie minimum na rok. Obiecanki cacanki, a głupiemu radość.
Przywyczaiłam się, że moim jedynym przyjacielem, który jest przy mnie, pozostaje mój mąż. Nauczył się doradzać czy żółty szalik pasuje do czerwonej kurtki i czy kupić torebkę Cath Kidston w zielonym kolorze. Znosi ostry zapach lakieru do paznokci w salonie i stos katalogów H&M w sypialni. Jednak żeby nie wiem jak się biedak starał, nigdy nie zastąpi mi babskiego towarzystwa.
Przecież baby są jakieś inne...
Kamyczku dziękuję, że byłaś. Powodzenia, gdziekolwiek życie wyrzuci Cię na brzeg.
Lov u.
Kamyczku dziękuję, że byłaś. Powodzenia, gdziekolwiek życie wyrzuci Cię na brzeg.
Lov u.
Wzruszyłam się i ciągle wzruszam. Piękniejsze chociaż 2 miesiące (może nie ostatnie), niż rok bez tych 2 miesięcy... :*
OdpowiedzUsuńOj, nieładnie pisać takie chwytające za serce rzeczy. Potem siedzę na lotnisku, czytam i muszę własne łzy łykać, żeby za dużej sensacji nie robić. :) Kocham Cię i przesyłam Całusy z odległej krainy! :)
OdpowiedzUsuń