Kiedy byłam mała, pani w przedszkolu co roku opowiadała nam o śniegu. O tym, że płatki przybierają różne kształty, ale zwsze mają sześć identycznych ramion. Słyszałam też o śniegu sypkim i o śniegu puchowym. Jest śnieg, który skrzypie pod butami, ale też taki, który wraz z brudem przykleja się do podeszwy, śnieg prawie roztopiony i śnieg zamarznięty. Dużo już w swoim życiu słyszałam o śniegu, ba! nawet śnieg sam o sobie dużo mówi. Że biały, że skory do zabawy, że piękny.
Nigdy jednak nie słyszałam o nim tego, co usłyszałam dzisiaj. Że niebezpieczny. Że uprzyksza życie. Że po co on w ogóle opuszcza chmury. Biedny śnieg. Mam nadzieję, że ma wysokie poczucie własnej wartości i że nic sobie z takich niemądrych uwag nie robi. Współczesny jezyk nazwałby chyba takich ludzi hejterami.
Godzina 8:40 Pierwsze cudowne płatki spadły na mój nos. Otwieram buzie w kierunku nieba. Oli też. Mniam. Pyszne.
Godzina 10:00 Śniegu spadło może 3 mm. Pierwszy sms ze szkoły.
"Uprzejmie informujemy, że z powodu opadów śniegu, szkoła będzie zamknięta o godzinie 12.00. Uśmiecham się pod nosem i wracam do pracy"
"W Morrisonie zabrakło jajek, ludzie wykupili" ( Morrison to taki nasz REAL). Nie wiem jak to skomentować.
Godzina 10.30 pada ponownie. Powietrzchnia śnieżnego puchu ma grubość około 5 mm. Drugi sms ze szkoły.
"Jeszcze raz przypominamy, że szkoła będzie zamknięta o godzinie 12.00, proszę jak najszybciej odebrać dziecko".
Zaraz potem dzwoni Jowita.:
Jowita: Magda, słuchaj jestem w sklepie, ludzie wykupują towar, nie potrzebujesz czegoś, bo wszystko znika.
Ja: Jak to znika?
Jowita: No znika, bo chyba święta idą
Ja: Ale jakie święta?
Jowita: No jak to jakie? Święta śniegowe!
Godzina 11.00 sms nr 3. Śniegu 1 cm.
"Prosimy o natychmiastowe odebranie dziecka ze szkoły. Szkoła będzie nieczynna już za godzinę"
Zastanowiłam sie wtedy, co jeśli ktoś nie może odebrać dziecka. Pracuje w Londynie i nie zdąży dojechać opóźnionym pociągiem na czas, albo pracuje w sądzie i akurat o 12.00 ma rozprawę o przyznanie alimentów albo o napad z bronią w ręku. Odpowiedzi nie znalazłam.
Dawid zamknął biuro, wszyscy ludzie pobiegli do domu, by zabarykadować się przed skutkami śnieżnej inwazji. Odebraliśmy Oliego, wzieliśmy sanki, pobiegliśmy na górkę i huuuraaaaaaaaa ŚNIEG!!!! I choć boli mnie gardło, bo od 3 dni walczę z zapaleniem migdałów, mam dreszcze i generalnie czuję sie do przysłowiowej bani, jutro rano zabieram sanki i idę nacieszyć sie z Olim białym puchem. To śnieżne "szaleństwo" ma trwać bowiem tylko trzy dni.
P.S Chciałam też zaznaczyć, że reakcje Anglików, choć są dosyć zabawne i dla nas Polaków absurdalne są jednocześnie uzasadnione. W Anglii bowiem nie ma pługów śnieżnych ani piaskarek, więc świat zamiera w bezruchu. Z obawy przed obfitym śniegiem już nawet jeden płatek spadający z nieba sieje panikę.
Zbieżność nazwisk i imion wcale nie jest przypadkowa, a wydarzenia zdecydowanie oparte są na faktach autentycznych.
U mnie tez zaczelo padac! :) Ale fajnie i jak pieknie! Co do paniki to faktycznie, opady sniegu to duzey wydarenie i wszyscy sie niesamowicie tym ekscytuja. U mnie co prawda plugi i solniczki sa i nawet jezdza, co nie zmienia faktu ze tubylcy nie potrafia poruszac sie w takich warunkach;)
OdpowiedzUsuńCzytam to jak w jakimś opowiadaniu z akcentem humorystycznym ;-)
OdpowiedzUsuń