poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Kamysia

Jest fajnie. Tak bardzo fajnie, że obawiam się jutro  pomachać na dowidzenia.  Fryderyk z Olim grają w Ninja Fruits, rozkładaję Lego i kopią piłkę. Kama znów zaraziła nas graniem i gramy namiętnie. Gramy w Scrabble, Pass the Pigs i Małpi Biznes.  Oli krzyczy przy tym "Bekon,świński bekon",a  Fryderyk dzielnie znosi porażki. Mój syn mógłby się od niego nauczyć jak przegrywać z klasą.

Byłyśmy nad morzem. Kama robiła zdjęcia, Fryderyk okazał się mistrzem cierpliwości towarzysząc nam w wędrówce po sklepach. Z Kamą nie rozmawiamy tak dużo jak wcześniej i wcale mi to nie przeszkadza. Wystarczy, że jest. Oli polubił Fryderyka tak bardzo, że od świtu czeka aż ten otworzy oczy. Ja czuję się tak, jakby Kamila wcale stąd nie wyjeżdżała, choć przecież nie ma jej tu tak długo. 

Dzisiaj ostatni spacer,ostatnia kawa w nowej kawiarni, ostatnie rozmowy. Kama niedługo już nie będzie mogła tak często przyjeżdżać. Wkracza w prawidziwie dorosłe życie. Będę za nią tęsknić. Za uśmiechem, słońcem i wesołym "To co, zagramy w coś?"

środa, 24 kwietnia 2013

Blogerzy dla serca.

Hej kochani!

Mój blog  i tym razem posłuży jako narzędzie informacji. 

W Polsce żyje pewien chłopiec. Ma na imię Olek i ma bardzo chore serce. Przeszedł już dwie operacje, ale aby przeżyć potrzebuje trzeciej, która ma być wykonana w Niemczech i kosztuje 120.000 złotych. Olka poznałam przez internet, dokładniej facebooka i jego historia od razu poruszyła moje serce.  Mama Olka, Pani Agnieszka, zebrała do tej pory 40.000. Jak widzicie bardzo dużo jeszcze brakuje, a na zebranie pieniedzy został tylko miesiąc.  Tutaj są szczgółowe informacj na temat chłopca: http://www.siepomaga.pl/f/corinfantis/c/810

Wpadłam więc na pewien pomysł, oczywiście nie sama, bo z Bożą pomocą. Wieczorem kładłam się spać z modlitwą typu "Co tu zrobić Panie Boże". A obudziłam się z gotowym planem działania. 

Oto jaki jest plan. 

 Wysłałam maila do większości znanych blogerów modowych i kulinarnych ( będę dalej wysyłać ) z prośbą o zrobienie przez każdgo z nich aukcji ubrań, książek, czegokolwiek. Wszystkie pieniądze z aukcji pójdą na cel ratowania chłopca.

Piszę o tym, by każdy z Was, kto posiada bloga, też mógł tak zrobić, oczywiście jeśli chce i może.

Ja też wystawię w najbliżyszch dniach jakieś rzeczy i będę zachęcać do licytacji. 

Wiecie, że sama mam dziecko i w podobnej sytuacjci walczyłabym o każdą złotówkę. Życie żadnego człowieka nie powinno zależeć od głupich pieniędzy.






piątek, 19 kwietnia 2013

Kabel.

Kiedyś dużo wisiałam na kablu. Do dziś pamiętam numer telefonu koleżanki z podstawówki, nie mówiąc już o tej z liceum. Wisiałam na kablu namiętnie. Oplatywałam sobie nim wskazujący palec, siadałam na szafce i udawałam,że jestem Alexis z Dynastii, która załatwia ważne sprawy przez telefon. Przez ciągłe wiszenie na kablu, kiedyś omal nie straciłam ręki. Pamiętam jak pytałam mamę "Mogę zadzwonić?" A mama zawsze odpowiadała tak samo "Tylko nie gadaj za długo".  Później ktoś zabrał kabel. Uciął. Nie lubię nowoczesnej techniki. Kabel  był wyjątkowy. Pokręcony, długi, gumiasty. Miałam żółty telefon z wielką tarczą. Mimo wszystko później nauczyłam się chodzić z samą słuchawką. Trzymałam ją między szyją a uchem i jednocześnie malowałam sobie paznokcie siedząc na tapczanie z nogami skrzyżowanymi "po turecku".
 
Teraz są smartphony, iphony, skype i inne wynalazki. A ja tęsknę za tym kablem.

P.S Właśnie przypomniało mi się  bardzo popularne w latach dziewiędziesiątych pytanie: "Halo, Halo, kto tam wisi po drugiej stronie kabla?"
 
 

 
 
 
 

środa, 17 kwietnia 2013

Na trzepaku.

 Laura jest mieszanką wybuchową i powoduje w ludziach skrajne emocje. Jedni ją kochają inni jej nie rozumieją lub rozumieją opacznie. Nie ma złych zamiarów, sama uczy się jak być. Każdy się uczy. Jej osobowość ukształtowała się podczas dziecinnych podróży w nieznane, gdy za oknem padał deszcz, a ona palcem rysowała na szybkie kółka. Kształtowała wraz z każdą przeczytaną książką, którą byli zwykli ludzie, rodzice, znajomi, pani w sklepie spożywczym sprzedająca jej gumę do żucia. Od dziecka choruje na Amor Deliria Nervosa, co powoduje nieodwracalne zmiany w jej układzie nerwowym. Wszystkie emocje działają w niej podwójnie. Zarówno te dobre jak i złe.
Nie zdziwiłabym się wcale, gdyby Laura miała niewidzialnego przyjaciela, któremu opowiada bajki i gania się z nim po osiedlu.
 
Z Laurą siedzę na trzepaku, pijemy oranżadę z butelki i oblizujemy palce po kremowym ptysiu. Ona opowiada mi o swoich marzeniach, ja wystawiam twarz do słońca, by opalić blade policzki. Laura nie musi tego robić. Jej skóra jest alabastrowa, biała, ale nie blada. Moja prawie przezroczysta, z różowymi żyłkami na powiekach. Nie jestem ładna. Mam jedenaście lat i noszę okropne okulary, które zasłaniają mi pół twarzy. Nie lubię ich. Jej to jednak nie przeszkadza. Mówi, że jestem piękna. Nie widzi ani okularów ani moich chudych kolan. Laura wygląda o niebo lepiej, ma sportową sylwetkę, ładne dłonie, pełne usta i ciemne włosy. Chłopcy oglądają się za nią, gdy wsiada na rower i jedzie do sklepu po butelkę Pepsi. Za mną oglądają się jedynie starsze panie chwaląc mój długi, gruby warkocz. Jakkolwiek wyglądamy jesteśmy pokoleniem przełomu, o czym dowiemy się za 20 lat.
 
Dziś ludziom wydaje się, że Laura dorosła. Ma groźną minę, kiedy karci i stanowczy głos, kiedy chce wzbudzić szacunek. Nieliczni wiedzą,że wciąż ma 11 lat. W nocy wykrada się przez tylne okno w swoim domu i idzie na długi spacer. Zrywa źdźbło trawy i wkłada jego końcówkę w usta. Siada na ławce, zamyka oczy i nuci piosenkę. Czasem udaje jej się zapomnieć o swojej chorobie, choć tak naprawdę to Amor Deliria Nervosa ratuje jej życie.
 
 

 

wtorek, 16 kwietnia 2013

Kawa z cynamonem

Mojego męża nie ma od 8 dni, a mam wrażenie, że minął miesiąc. On z Bengalskimi sierotami świętuje Bengalski Nowy Rok, a ja gotuję pomidorówkę na wolnym ogniu. A w sumie zupę Romana, jak nazwał ją Oli. Życie w Crowborough płynie swoim zwyczajnym rytmem. No może z wyjątkiem trochę cieplejszego powietrza i większej ilości żonkili. Zza morza rozmawiam z przyjaciółmi, którzy kwitną. A nawet rozkwitają na wiosnę. Oli składa i rozkłada LEGO, wpatrując się ukradkiem w zdjęcie w katalogu, na którym widać wielkie pudełko za 100 funtów.  "Będę je miał" mówi.  Nawet nie pytam skąd, bo wiem, że odkłada na nie każdego pensa, nawet znalezionego na ulicy.
 
Życie w Crowborough płynie powoli. Po niedzielnej wizycie w Brighton uświadomiłam sobie jak bardzo przestałam pamiętać miasto. Życie miastem. Bycie miastem. Oddychanie miastem. Tęsknię za pamiętaniem. Tęsknię za obcasem, który wbija się w kwadratową studzienkę.
 
No i jest moja mama. Mamusia. Mamunia. Mamulka. Robi placki na śniadanie i kotlety na obiad. Składa pranie i rozwiesza nowe na suszarce. Przesadza z Olim konwalie i uśmiecha się, gdy on ratuje dżdżownice podnosząc je z chodnika. Nie jest idealna, ja też nie jestem. I choć nam dobrze, to mój mąż mógłby już wrócić i zrobić mi kawę z cynamonem.
 

czwartek, 11 kwietnia 2013

Crowborough na żywo

Wiem, wiem, dawno nie pisałam. Nie piszę kiedy nie mam nic do napisania. Albo kiedy nic napisać nie chcę. Myśli same kotłują się w mojej głowie i tylko tam zostają. Chyba każdy tak czasem ma. Ja mam tak nawet częściej niż czasem.
 
Postanowiłam jednak  nie tylko pisać, ale też opisywać. Dlatego też co jakiś czas będę wkładać filmy, które kręcę telefonem komórkowym.  Dzisiaj pierwszy z nich. Centrum Crowborough, żebyście mogli je sobie lepiej wyobrazić. Przepraszam, że strasznie trzęsie, ale spieszyłam się na autobus.
 
Jak zaraz zobaczycie, centrum jest małe, więc lepiej nie mrugajcie, bo możecie je przegapić :)