Kiedyś dużo wisiałam na kablu. Do dziś pamiętam numer telefonu koleżanki z podstawówki, nie mówiąc już o tej z liceum. Wisiałam na kablu namiętnie. Oplatywałam sobie nim wskazujący palec, siadałam na szafce i udawałam,że jestem Alexis z Dynastii, która załatwia ważne sprawy przez telefon. Przez ciągłe wiszenie na kablu, kiedyś omal nie straciłam ręki. Pamiętam jak pytałam mamę "Mogę zadzwonić?" A mama zawsze odpowiadała tak samo "Tylko nie gadaj za długo". Później ktoś zabrał kabel. Uciął. Nie lubię nowoczesnej techniki. Kabel był wyjątkowy. Pokręcony, długi, gumiasty. Miałam żółty telefon z wielką tarczą. Mimo wszystko później nauczyłam się chodzić z samą słuchawką. Trzymałam ją między szyją a uchem i jednocześnie malowałam sobie paznokcie siedząc na tapczanie z nogami skrzyżowanymi "po turecku".
Teraz są smartphony, iphony, skype i inne wynalazki. A ja tęsknę za tym kablem.
P.S Właśnie przypomniało mi się bardzo popularne w latach dziewiędziesiątych pytanie: "Halo, Halo, kto tam wisi po drugiej stronie kabla?"
P.S Właśnie przypomniało mi się bardzo popularne w latach dziewiędziesiątych pytanie: "Halo, Halo, kto tam wisi po drugiej stronie kabla?"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz