niedziela, 1 września 2013

Horyzont

Coraz łatwiej znoszę powroty. Moja tęsknota już dawno nie przywdziewa brunatnej barwy. Ma kolor błękitny, czasem żółty. Patrzę na Polskę z nadzieją. Z nadzieją z niej wyjeżdżam, z nadzieją do niej wracam. Czasem stoję przed witryną sklepową i oblizuję się ze smakiem. Torty, gakaretki w czekoladzie, bajeczne trufle i rodzynki oblane miodem sprawiają, że chcę wejść do środka, zjeść wszystko a potem usiąść w fotelu i czytać gazetę. Taka właśnie jest moja tęsknota. 

W wakacje objadam się wszystkim. Śmiechem ptaka za oknem, zapachem długiej trawy, dźwiękiem filiżanki stawianej na szklanym stoliku. (Wyjątkowo lubię ten dźwięk porcelany stawianej na szkle albo łyżeczki opadającej na spodek. Lubię też dźwięk prysznica, z którego woda leje się na betonową posadzkę w starej bułgarskiej chacie nad morzem)

Ludzie, znajomi, przyjaciele, rodzina. Wszyscy są już w innej wodzie. Ja płynę wolno. Zatrzymuję się, zakładam kapelusz, robię zdjęcia błotnym ptakom i lekkim chmurom. Moi kompani są za daleko. Czuję to coraz wyraźniej, mocniej, tak... mocniej. Wołam do nich, ale oni już nie słyszą. 

Kładę się w tej starej łódce. Zamykam oczy. Słyszę tylko pisk mew i uderzenia fal o drewno. Opieram głowę o ciepłą nogę mojego syna. Dotykam ręką mocnych pleców mojego męża, z których schodzi skóra poparzona przez słońce. Nikt nie wiosłuje; unosi nas prąd i miękkie podmuchy wiatru. Cała reszta ludzi jest już za horyzontem i obawiam się, że już nigdy ich nie dogonię...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz