Przerażona jestem forami w internecie na temat historii ludzi powracających z imigracji. Czy w Polsce jest aż tak źle? Czy nie ma nadziei na normalne życie? Jedna pani napisała, że wróciła z 12 letnia córką, która nie mowiła po polsku, całkowity brak pomocy ze strony szkoły, traktowana na równi ze wszystkimi, choć jej wiedza z języka polskiego bardzo odbiegała od reszty klasy. W pracy managerowie traktują z góry, u lekarza z góry, brakuje pieniędzy na wyjście do kina i teatru za którym tak tęskniła. Czy naprawdę nie ma do czego wracać? Czy aż tak źle jest w moim kraju nad Wisłą?
Boję sie tam wrócić. Nic tu nie muszę. Myśleć nie muszę, walczyć nie muszę, samo się dzieje. Każdy mi za wszystko dziękuję, jak prosi to najpiękniej jak się da. Nikt nic nie każe, zawsze pyta czy mam ochotę. Mam na kino i na kawę. Nikt nie narzeka, nigdy.
Boję się zostać. Boję się samotności za ścianą. Braku rozmów o Ghandim i Putinie. Boję się braku relacji, rodziny. Boję się zamiany ludzi na aktywności. Braku mamy na moich urodzinach. Że syn przestanie mówić w moim języku. Że nie będzie znał kuzynek i kuzynów, a jego jedynymi bliskimi będziemy my.
Emigracja zmienia wszystko. Odzwyczajasz się od trudów życia a jednocześnie tęsknisz za nienazwaną rzeczywistością, za pachnącą pajdą chleba. Powrót jest trudny, bo Polska nie czeka z otwartymi ramionami, trzeba sobie radzić samemu. Zostać tutaj też sobie nie wyobrażam. Jestem obca, zawsze będę, czuję to i będę czuć. W moich żyłach płynie podwójnie słowiańska krew i nijak tu nie pasuję.
Gdyby nie nadzieja jakiej się kurczowo trzymam. Gdyby nie obietnica, której trzymam się jeszcze mocniej... powroty, nawet te w wyobraźni, nie byłyby możliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz