Nie wierzy się łatwo. Wiary nie można kupić na straganie. Wzięłabym wtedy kilogram albo dwa. Rajskie ptaki nie siedzą na moim oknie i nie śpiewają. Po parapecie skaczą wróble i rudziki pytając mnie o drogę.
A droga moja jest trudna. Wymaga zaufania, pewności, że realizuję plan. Wstaję rano i widzę deszcz, cierpiące dzieci w szesnastu krajach świata. W tym i w moim. Nie wiem czy cierpienie uszlachetnia, przenika raczej do szpiku kości, rozdziela na pół, łamie. Depresja zatruwa rodziny, bieda powoduje śmierć, głód zamienia się w desperację. Choroba zabiera nadzieję. Samotność popełnia samobójstwa.
I Ty. W tym wszystkim. Niewidzialny dla nikogo. Widzialny dla każdego. We wrólbu i rudziku, w oczach dziewczyny, która dostała nadzieję na chodzenie. W uratowanym dziecku, w zapachu konwalii, w budowie ucha, w kolorach zorzy. Zamykam oczy, cicho szepczę bądź. Inaczej ciężko się oddycha.
smutne, ale piękne są Twoje ostatnie wpisy.
OdpowiedzUsuńNapisz kiedyś książkę, a będzie wsparciem, pocieszeniem dla wielu, a dla pozostałych - będzie do podziwiania i smakowania.