Teraz marzę o jednym. Leżak. Plaża. Woda. Dużo wody.
Ostatnie dni rozpieściły mnie kompletnie. Słońce i upał. Tak jak lubię. Może to bułgarska krew, a może zwyczajne upodobanie, ale w cieple jest mi najlepiej. Kupłam wczoraj arbuza i razem z synkiem wbiliśmy w niego słomki i wysysaliśmy zmrożony sok. Mmmm...
Pierwszy dzień z dawką słońca:
Widok mężczyzny z wiatrakiem pod pachą jeszcze zanim temperatura dobiegła do 23 stopni. Ubezpieczał się na przyszłość. Nagle więcej wiatraków. Sprzedaż się rozkręciła i pod wieczór wielu sąsiadów miała już włączone te techniczne cuda. Koleżanka z pracy wzdycha, że to nie do wytrzymania (temp. około 25 stopni) i że umrzemy w biurze z tego gorąca (nie umarliśmy).
Wszystkie dzieci wysmarowane są faktorem powyżej 30, mają czapkę na głowie i siedzą w cieniu.
Drugi dzień ( wow to juz 2 dni!!).
W końcu znalazłam sandałki! Przekopałam szafę, schowek na dziwne rzeczy i strych i odnalazłam letnie ubrania! Wygniecione, stłamszone w pudłach doczekały się lepszego traktowania. Pralka włączona.
Nauczycielka Oliego przeciera chustką czoło i mówi, że już ma dosyć ( to przecież drugi dzień dopiero!) Oli biega bez skarpet i krzyczy, że zaprzyjaźnił się z mrówkami i że nada im imiona. Niech będzie. Po drodze ratuje życie kolejnemu ślimakowi i układa go na liściu. Ślimaki powinny dać Oliemu jakiś ślimakowy medal. W tym tygodniu uratował przed zgnieceniem około 6 ślimaków. Ślimaki są jednak bardzo angielskie, nie lubią słońca. Wolą deszcz. Zanotowaliśmy znaczny spadek ilości ślimaków odkąd świeci słońce.
Dzień trzeci (to dzisiaj)
Dzisiaj jest pięknie - 28 stopni! Jej, już 3 dni słońca bez ani jednej chmury. Po dwóch miesiącach niemal nieustającego deszczu i szarego nieba czuję, że żyję. Po drodze do pracy spotykam dwójkę bułgarskich dzieci bawiących się w berka. Angielskie dzieci bardzo rzadko bawią się same na dworzu. Oli chce do nich dołączyć, ale musi iść do szkoły. Znów mówi o ślimakach i jajkach pająka, które wczoraj znalazł w szkolnym parku i które są czerwone (brrr). Dodaje kilka zdań o gąsienicy, która nie przypominała motyla i o koledze, który znalazł samą skorupkę. Bez ślimaka oczywiście.
A jutro... jutro jedziemy nad morze.
Jak policzę ile mam, to czasem wstyd mi, że tęsknię za tym, czego nie mam.
a gdzie jedziecie? :) krysia dzis w zoltej letniej sukience, pieluszce i bez skarpetek, zaraz odbieramy kostka ze szkoly i jedziemy na plaze (no ja mieszkam nad morzem, ale jakos nieczesto chodze na plaze-nie lubie...). a wieczorem zbiorka harcerska!
OdpowiedzUsuńJedziemy do Eastbourne... Ja morze uwielbiam, mogłabym mieć dom na samej plaży...
OdpowiedzUsuńPisz jak najwięcej, uwielbiam cię czytać...
OdpowiedzUsuńJa też chcę do Eastbourne, bynajmniej nie po to, żeby skakać z wysokości :P
OdpowiedzUsuńno to cieszcie się pogodą i wypoczywajcie
OdpowiedzUsuńMF