środa, 23 maja 2012

Brązowy cukier nigdy się nie kończy

Właśnie się dowiedziałam, że w naszym  maleńkim miasteczku powstanie Costa Cafe. Totalna załamka. Nie lubię Costy. Nie kocham Starbucks'a. Nie chcę globalizacji.

Dwie klimatyczne kawiarnie o wdzięcznych nazwach Baskerville Cafe i Fire Station są zagrożone!  

Costa przebije nasze kawiarnie cenami i świetną lokalizacją (zaraz przy przystanku autobusowym), ale nie przebije ich atmosferą. W Fire Station można się napić najlepszego milkshake'a na świecie z dużą ilością toffi i orzechów laskowych, posiedzieć w towarzystwie właścicielki lokalu i pośpiewać pod nosem folkowe, angielskie piosenki.W Baskerville zaś, w otoczeniu ilustracji z książek o Sherlocku Holmsie, można  najeść się do syta domowymi ciastami i gorącymi daniami, a do tego kupić organiczne jajka po okazyjnej cenie. 

Nie lubię Costy. Nie kocham Starbucks'a. Nie chcę globalicacji ( wiem, wiem, że jest to nieuniknione).

Wszystkie Costy wyglądają tak samo. Pomieszczenia są bezduszne, bez klimatu. Sofy obklejone tandetnym skajem, okrągłe stoliki i obsługa, która zlewa się w jednolitą masę w brązowych fartuchach.

Dlaczego w naszej maleńkiej miejscowości będą aż trzy kawiarnie? ( nie licząć pubów i barów w supermarketach). Odpowiedź jest prosta. Anglicy uwielbiają kawę.  Jest to niemal narodowy nałóg. Wydaje mi się nawet, że piją jej zdecydowanie więcej niż herbaty. W domu może zabraknąć jajek, mąki, chleba, ale nigdy kawy...


A i jeszcze jedno! Wczoraj temperatura przekroczyła 20 stopni i mieszkańcy C. hurtowo kupowali wiatraki (nie żartuję) ... 


Z Costą czy bez, czasem nie rozumiem świata. 





6 komentarzy:

  1. a ja uwielbiam coste,, starbucksa mniej i mowie wylacznie o kawach tam do nabycia. i z wielka radoscia poszlam do costy w belgradzie. chyba sie zeszkocilam juz calkiem :) 9 rano i 15 stopni. jeeee!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. ja chyba generalnie nie lubię kawiarni i restauracji sieciowych (McDonaldy, KFC itd itd)... A co do pogody, to jestem w szoku termicznym! U nas już 17, a ma dzisiaj dobić do 27! Muszę wygrzebać ze strychu sandałki... myślałam, że już się tego nie doczekam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja też wolę te małe, klimatyczne kawiarenki. W Łodzi chodzę tylko do takich, nie chadzam do tych sieciowych. Nie lubię, nie mają dla mnie w ogóle sensu - do kawiarni się chodzi na dobrą kawę, albo na plotki, które wymagają odpowiedniej atmosfery, otoczenia.
    I też nie lubię globalizacji, chcę jeździć do Czech na knedliki, do Niemiec na kartofel salad a do Portugalii na sardynki z piaskiem. Nie chcę makdonaldyzacji i starbaksyzacji.

    Pozdrawiam
    Monika

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też wolę mniejsze klimatyczne kafejki, choć pojawiam się czasem w Starbucks i Coffeeheaven. Jeśli chodzi o wiatraki, to wcale się nie dziwię, skoro (tak mówi moja przyjaciółka z Cambridge) w Anglii jak jest na zewnątrz 15 stopni, smarują się kremami z filtrem 50.

    OdpowiedzUsuń
  5. Otóż to, też bym chciała we francuskiej cukierni jeść croisanty, w polskiej W-Zetkę, w tureckiej bakławę... Ja zawszukam knajp z lokalnym jedzeniem, kawiarni z klimatycznym wnętrzem... Mam jednak wrażenie, że coraz rzadziej mi się to udaje (szczególnie w UK)...
    A co do faktora 50 - potwierdzam!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. do maca etc nie chodze ale z zupelnie innych powodow (nie niechec do globalizacji). mnie sie tam w coscie dobrze plotkuje chociaz i tak najczesciej chadzam z kolezankami do sieciowek typu giraffe czy frankie i bennys, chyba faktycznie mi sie poprzestawialo...ale np nasza ulubiona knajpa w Banchory z sieciowkami nie ma nic wspolnego i maja wszystko home made :)

    OdpowiedzUsuń